Po uszkodzeniu pierwszych dwóch postanowiłem przeprowadzić eksperyment. Wstawiłem diodę D oraz dodałem do tyrystora BT151 diodę zwrotną tak, aby konfiguracja była zgodna z oryginałem. Ku mojemu zdziwieniu układ ruszył prawidłowo. Wszystko regulowało się prawidłowo i faktycznie układ zapewniał utrzymanie +- stałej różnicy napięć między wejściem a wyjściem właściwego stabilizatora napięcia. Po wstępnych testach bez obciążenia przykręciłem na wszelki wypadek do tyrystora niewielki radiator i postanowiłem popatrzeć co się dzieje pod obciążeniem. Niestety, przy prądzie na rezystorze obciążającym wyjście ok 1,6A tyrystor po prostu eksplodował i zostały z niego nóżki i kawałki miedzi w środku. Dobrze, że był odwrócony frontem w drugą stronę...
No więc o co chodzi? Układ z dwiema tak naprawdę niepotrzebnymi (chyba) diodami pracuje prawie prawidłowo a bez nich pali się tyrystor? Możesz mi to łopatologicznie wytłumaczyć? No i dlaczego eksplodował pod obciążeniem. I to praktycznie momentalnie po podłączeniu rezystora. Katalogowo ma całkiem spory prąd. Nie zdążyłem nawet spojrzeć na podłączony oscyloskop aby sprawdzić w którym miejscu sinusoidy wypadał impuls zapłonowy tyrystora ani do jakiej temperatury rozgrzał się ewentualnie. Taka eksplozja, bo trudno to inaczej nazwać, to chyba sprawa właśnie termiczna, nie ? Do tej pory trzymałem się od tych elementów raczej z daleka i nie robiłem nigdy żadnych ściemniaczy itp. Ale z tego zauważyłem, to tyrystory umieszcza się na radiatorach dopiero przy mocach rzędu kilowata. Czy się mylę ?
Dwukanałowy zasilacz chcę zmieścić w niewielkiej obudowie. Dlatego bardziej pasuje mi rozwiązanie z wstępnym stabilizatorem + tranzystory na niewielkim radiatorze niż kawał radiatora + bycze tranzystory + wentylator.