Pomyślałem, że zjawiska, które sugeruje tytuł tematu to dość ciekawa sprawa, warta dyskusji w szerszym gronie, stąd pomysł na założenie tematu. Właściwie w świecie audio milczy się o owej kwestii. Nie spotkałem się z tematami czy konkretnymi artykułami traktującymi o sprawie, którą chcę w kolejnych zdaniach poruszyć, więc postanowiłem podyskutować i powymieniać myśli z wami. Pod hasłem „co widzi wzmacniacz” rozumiem oczywiście to, co widzi wzmacniacz jako źródło sygnału, czyli charakter obciążenia podłączonych zestawów głośnikowych. A wzmacniacz widzi jedynie przebieg impedancji odbiornika. I tutaj zaczyna się rzecz, o której chcę podyskutować. Powszechnie wiadomo, że szybkie zmiany modułu impedancji, czy duże kąty nachylenia zboczy tej charakterystyki wiążące się również z dużymi kątami fazy elektrycznej, są dla wzmacniacza aspektami bardziej kłopotliwymi, niż ładne, gładkie, małozmienne przebiegi. Więc pod uwagę bierze się wartość impedancji znamionowej, minimalną jej wartość i lokalizację tego minimum na skali częstotliwości, oraz „wygląd” przebiegu modułu impedancji w funkcji częstotliwości. Tak przyjęło się oceniać (abstrahując od efektywności), czy dany zespół jest dla współpracującego wzmacniacza bardziej lub mniej wymagającym odbiornikiem. Ja natomiast chciałbym się podzielić dość interesującym myślę zagadnieniem, którego powyższe kryteria nie uwzględniają, a które ma w moim mniemaniu duże znaczenie. Bo czy rzeczywiście źródło widzi przebieg modułu impedancji?
Prawdopodobnie wielu z tych, którzy "przerobili" większą ilość projektów, zauważyło ciekawe zjawisko. Najczęściej jest tak, iż podłączenie kolumny z kilkoma sekcjami głośnikowymi, powoduje, że wzmacniacz nieoczekiwanie jest bardziej obciążony, zwyczajnie bardziej się grzeje, niż dla konstrukcji np.dwudrożnych, mimo, że przebieg modułu impedancji wcale na taki stan rzeczy nie wskazuje. Ja sam stanąłem w obliczu takiej sytuacji kilka lat temu zupełnie przypadkiem :). W praktyce mierzymy przebieg modułu impedancji, ale w przypadku podawania na wejście np. przestrajanego sygnału monoharmonicznego, tj. jednej ładnej sinusoidy w danej konkretnej chwili czasowej. No a sygnał muzyczny to już inna bajka…często - o ile nie zawsze - do kolumny płynie przecież sygnał złożony z wielu składowych różniących się znacznie na skali częstotliwości. No i niech tak się zdarzy, (a raczej się zdarza zawsze :) ) że w tej samej chwili w nagraniu muzycznym jakiś gość gra na basie, inny śpiewa, a do tego jeszcze inny tłucze się na talerzach i bóg wie co jeszcze robią inni i na czym :P. Uruchamiane są wtedy wszystkie sekcje w kolumnie, a więc łączone są równolegle i wzmacniacz widzi właśnie taką wypadkową impedancję wszystkich sekcji. A w przypadku kolumn trójdrożnych implikuje to warunki pracy/obciążenia trudniejsze dla wzmacniacza, niż dla konstrukcji dwudrożnych, gdzie łączone są dwie sekcje. Pierwszy raz naszła mnie opisana wyżej refleksja kilka lat temu. Wynikła ona właśnie ze zjawiska "mozolniejszej" pracy wzmacniacza dla ówczesnej mojej konstrukcji trójdrożnej, mimo, że przebieg moduły impedancji był dość podobny do konstrukcji innej-dwudrożnej. Abstrahując od efektywności, było to zauważalne. Oczywiście spłodzenie podobnych przebiegów modułów impedancji dla dwóch zupełnie różnych konstrukcji zdarzyło mi się zupełnie przypadkiem, ale ten właśnie przypadek sprawił, że zacząłem się nad sprawą zastanawiać i doszedłem do opisanych wniosków. Takie odkrycie myślowe, będące dziełem przypadku :). No ale inaczej bym chyba na to nie wpadł :). Pojawia się jednak pewne pytanie. O ile różni się sytuacja podawania złożonego sygnału na kilka oddzielonych filtrami, ale jednak równolegle połączonych głośników o konkretnych wartościach impedancji przy danej częstotliwości, od sytuacji podawania tego samego sygnału na jeden głośnik, który oczywiście siłą rzeczy nie jest z innymi zrównoleglony, ale który również odpowiada pewną konkretną wartością impedancji dla każdej z podanych częstotliwości z osobna, też niejako więc ją „równolegląc”.
Co o tym myślicie? Macie w związku z tym jakieś własne przemyślenia? Zdarzyło się wam zastanawiać nad tym? Sam myślę o prostym eksperymencie. Podłączenia kolumny do wzmacniacza przez szeregowy rezystor, po czy podania przebiegu o jednej konkretnej częstotliwości w zakresie pracy danej sekcji głośnikowej i zmierzenia mocy wydzielanej na owym rezystorze. W drugim podejściu podania sygnału z trzema różnymi częstotliwościami z zakresu pracy każdej z sekcji i ponowne zmierzenie wydzielanej na rezystorze mocy. Lub też zmierzenie samego napięcia. Tutaj raczej multimetr sobie średnio poradzi, bo częstotliwości będą już dla dokładnego pomiaru zbyt wysokie a i pewnie zmierzyłby coś ala wartość skuteczna, a nie dokładnie to, co nas interesuje. Ale jakiś przyrząd laboratoryjny, lub odpowiednie oprogramowanie komputerowe z analizatorem widma/przebiegów. Macie jakieś pomysły?
Prawdopodobnie wielu z tych, którzy "przerobili" większą ilość projektów, zauważyło ciekawe zjawisko. Najczęściej jest tak, iż podłączenie kolumny z kilkoma sekcjami głośnikowymi, powoduje, że wzmacniacz nieoczekiwanie jest bardziej obciążony, zwyczajnie bardziej się grzeje, niż dla konstrukcji np.dwudrożnych, mimo, że przebieg modułu impedancji wcale na taki stan rzeczy nie wskazuje. Ja sam stanąłem w obliczu takiej sytuacji kilka lat temu zupełnie przypadkiem :). W praktyce mierzymy przebieg modułu impedancji, ale w przypadku podawania na wejście np. przestrajanego sygnału monoharmonicznego, tj. jednej ładnej sinusoidy w danej konkretnej chwili czasowej. No a sygnał muzyczny to już inna bajka…często - o ile nie zawsze - do kolumny płynie przecież sygnał złożony z wielu składowych różniących się znacznie na skali częstotliwości. No i niech tak się zdarzy, (a raczej się zdarza zawsze :) ) że w tej samej chwili w nagraniu muzycznym jakiś gość gra na basie, inny śpiewa, a do tego jeszcze inny tłucze się na talerzach i bóg wie co jeszcze robią inni i na czym :P. Uruchamiane są wtedy wszystkie sekcje w kolumnie, a więc łączone są równolegle i wzmacniacz widzi właśnie taką wypadkową impedancję wszystkich sekcji. A w przypadku kolumn trójdrożnych implikuje to warunki pracy/obciążenia trudniejsze dla wzmacniacza, niż dla konstrukcji dwudrożnych, gdzie łączone są dwie sekcje. Pierwszy raz naszła mnie opisana wyżej refleksja kilka lat temu. Wynikła ona właśnie ze zjawiska "mozolniejszej" pracy wzmacniacza dla ówczesnej mojej konstrukcji trójdrożnej, mimo, że przebieg moduły impedancji był dość podobny do konstrukcji innej-dwudrożnej. Abstrahując od efektywności, było to zauważalne. Oczywiście spłodzenie podobnych przebiegów modułów impedancji dla dwóch zupełnie różnych konstrukcji zdarzyło mi się zupełnie przypadkiem, ale ten właśnie przypadek sprawił, że zacząłem się nad sprawą zastanawiać i doszedłem do opisanych wniosków. Takie odkrycie myślowe, będące dziełem przypadku :). No ale inaczej bym chyba na to nie wpadł :). Pojawia się jednak pewne pytanie. O ile różni się sytuacja podawania złożonego sygnału na kilka oddzielonych filtrami, ale jednak równolegle połączonych głośników o konkretnych wartościach impedancji przy danej częstotliwości, od sytuacji podawania tego samego sygnału na jeden głośnik, który oczywiście siłą rzeczy nie jest z innymi zrównoleglony, ale który również odpowiada pewną konkretną wartością impedancji dla każdej z podanych częstotliwości z osobna, też niejako więc ją „równolegląc”.
Co o tym myślicie? Macie w związku z tym jakieś własne przemyślenia? Zdarzyło się wam zastanawiać nad tym? Sam myślę o prostym eksperymencie. Podłączenia kolumny do wzmacniacza przez szeregowy rezystor, po czy podania przebiegu o jednej konkretnej częstotliwości w zakresie pracy danej sekcji głośnikowej i zmierzenia mocy wydzielanej na owym rezystorze. W drugim podejściu podania sygnału z trzema różnymi częstotliwościami z zakresu pracy każdej z sekcji i ponowne zmierzenie wydzielanej na rezystorze mocy. Lub też zmierzenie samego napięcia. Tutaj raczej multimetr sobie średnio poradzi, bo częstotliwości będą już dla dokładnego pomiaru zbyt wysokie a i pewnie zmierzyłby coś ala wartość skuteczna, a nie dokładnie to, co nas interesuje. Ale jakiś przyrząd laboratoryjny, lub odpowiednie oprogramowanie komputerowe z analizatorem widma/przebiegów. Macie jakieś pomysły?
Skomentuj