Teraz zamiast mężczyzn mamy za przeproszeniem pizdy w rurkach w wieku 20lat, przykre ale prawdziwe.
Prawda to co mówisz. Ostatnio na jednym z portali z głupotami, ktoś zamieścił bardzo fajny komentarz, który aż zapisałem:
Tak to wygląda na wsi.. Ludzie wychowują się jakoś bezstresowo, nie mają głupich fobii i większości
"egzystencjalnych" problemów. Muszą zapie**alać to muszą, ale czują satysfakcję że coś zrobili zamiast
zaprzątać sobie głowę pie**oleniem o foteczkach na facebooku czy o gejostwie na ulicach.
Ale do czego zmierzam... Jakiś czas temu usłyszałem od znajomego, że widział krowę i strasznie się bał
bo była duża bla bla bla.. k***a.. Gdzie ludzie zgubili jaja? jak mieszkałem na wsi to większość dziewczyn
miała wiekszę jaja od tego co panoszy się w miastach i nigdy nie usłyszałem, że ktoś się czego boi..
coś było trudne do zrobienia i owszem potrzebna była czasami pomoc doświadczonej osoby ale dowiadywaliśmy
się tego od rodziców, którzy krzyczeli żeby czegoś nie robić bo za przeproszeniem " dostaniemy wpie**ol".
Jak to powiedział kiedyś ktoś znany (niestety nie potrafię przytoczyć kto) ludzie muszą się buntować,
nawet jeśli nie mają przeciw czemu i to własnie dzieje się w miastach gdzie każdy stara się pokazać,
być oryginalnym i mieć swoje 5 minut nawet jeśli pozbawi przez to sam siebie jaj.
Z tego co widzę to im większe miasto, tym więcej takich pseudo ciot. Wracają po szkole czy zajęciach do domu (raczej mieszkania) i za bardzo nie ma co robić. To im się nudzi i się muszą odróżniać. Ja nie dorastałem w złych czasach, ale przy domu trzeba było coś pomóc, jednak ni jak to się ma do czasów moich rodziców, którzy musieli ciężko pracować, czy to przy zbiorach, czy domowych zwierzętach. Oni nie mieli czasu ani siły na "dywagacje życiowe" jakie popełniają dzisiejsi nastolatkowie.
jesli chodzi o cioty w rurkach to wina wychowania i nauczania...
W mojej byłej szkole podstawowej i gim pracuje babka z wf, która grała w siatkę w 1 lidze, rzucała oszczepem (miała RP juniorów, z tego co wiem), ogólnie w wieku 50 lat potrafiła stanąć na rekach. Ona kocha sport i kiedyś robiła naprawdę ostre WF. Moja mama jest w dyrekcji, uwierz mi że jak wfistka zrobiła mocniejszy wf to mama miała na drugi dzień kilka matek w sekretariacie.
Ja nie mówię, że tak jest wszedzie, ale ogólnie problem jest w wychowywaniu i mentalności rodziców. Dziecko zapłacze po lekcji wf, bo całe życie się nie ruszało tylko grało na kompie (albo było nauczone siedzieć w książkach) i mamusie od razu wszczynają alarm, bo dziecku się krzywda dzieje.
A jak słyszę, że szkoła ma brać udział w wychowywaniu dzieci to mnie krew zalewa. Matki potrafia przyjść i nie uwierzyć, że jej synek został złapany na paleniu, bo jak tłumaczą: on by tego nie zrobił. To jak inaczej wychowywać ? Druga sprawa, niektórzy rodzice biorą to zbyt dosłownie i wymagają od szkoły, żeby wychowała i nauczyła dzieciaka wszystkiego. Tak się nie da bo:
nauczyciele maja tyle papierów że nie mają kiedy przygotować ćwiczeń
Nauczyciel jest jeden na dwadzieścia kilka dzieci, rodziców jest dwóch na najwyżej kilku. Jak dla mnie to sprawa jest prosta.