Też miałem takie cuś Niestety, max 40km/h na tym się wyciągało, raczej taka zabawka ale bardzo miło wspominam.
No tak, pierwszy lepszy Komar "brał go na prostej"
Na Woodstocku byłem 2 raz: pierwszy rok temu. Wtedy jechałem z raczej negatywnym nastawieniem, zobaczyć jak tam jest. Wracałem z myślą ze za rok muszę tam znowu być
Ja byłem dziewięć razy - ostatni bodajże w 2009. Za każdym razem jechałem z nastawieniem pozytywnym i za każdym razem chciałem tam wrócic w następnym roku. Niestety zmieniły się priorytety jeśli chodzi o spędzanie urlopu i zaniechałem tego procederu... ale za rok, kto wie...
Z taką serdecznością i życzliwością obcych ludzi nie spotkałem sie nigdzie.
To chyba najważniejszy element panującego tam klimatu - powiem Ci, że praktycznie każda osoba, z którą rozmawiałem i która była na tej imprezie chociaż raz, na wstępie (rozmowy) wspominała właśnie o tym. Miła atmosfera, wszyscy (większość) uprzejmi i pozytywnie nastawieni. Może się to wydać dziwne, bo spora część woodstockowiczów to jakieś punki, oje, metale i inne brudasy (

), którzy na co dzień, na mieście, są odbierani przez resztę społeczeństwa raczej jako potencjalne ognisko problemów - tam tego nie ma. Jest tolerancja, jest akceptacja, wszyscy uśmiechnięci, do każdego możesz zagadać - jest OK
Raz byłem świadkiem "spięcia" pomiędzy dwoma gostkami - skończyło się na interwencji kilkudziesięciu innych osób, polegającej na odłączeniu ich od siebie i załagodzeniu sytuacji - skończyło się na wspólnej wizycie w wiosce piwnej
Na Woodstocku działa coś takiego jak przystanek Jezus: zdecydowanie inni ksieża niż spotykamy w kościele
Ja, jako zapalony chrześcijanin (prawie katol

) równiż do nich zaglądałem. W pewnym momencie (nie wiem który to był rok) weszli w jakiś konflikt z Owsiakiem - nie byli obecni na Przystanku. Fajnie, że ponownie się dogadali.
Wioska Kryszny: (...) choć żarcie mają całkiem OK.
Nie są źli. Co prawda rozmawiając z nimi ma się wrażenie, jak by się rozmawiało z mnichem szaolin, ale ogólnie nie szkodliwi. Dużym plusem było to, że koncerty u nich odbywały się już dzień przed tymi woodstockowymi (a zawsze docierałem tam właśnie dzień wcześniej) więc wieczór nie był stracony. Co do jedzenia w ich "wiosce" - wszyscy twierdzą, że dobre - wszyscy twierdzą również, że słodkie jak cholera (co jest faktem raczej niepodważalnym). Jedyne, co mi nie odpowiadało, to fakt, że przy ostatniej "pani z chochlą" chcieli wymuszać powiedzenie "hare Kriszna" - ja zawsze mówiłem "Bóg zapłać" i też przechodziło

Generalnie chyba nieszkodliwi ludzie, choć mocno nawiedzeni.
organizacja na dworcu PKP
Jezusie słodki, co tam sie czasem wyprawiało... jak juz napiszę o tym książkę, to dam Ci do przeczytania
tylko zespoły bardziej liche :/
To właśnie moim zdaniem jedyny problem na tym festiwalu. Zdarzają się perełki (najlepiej wspominam koncerty: KSU (coś pięknego), Vedera, Lao Che, Maleo (gościnnie wystąpił u niego wtedy pewien chyba Afrykańczyć, Kofi Ayivor - jak ja się wtedy wytańczyłem :thumbsup

, Die Totten Hossen, i kilka innych... na przestrzeni lat zebrało by się tego więcej, ale te wspominam najlepiej) ale przeważnie to kiszka - gra świetnie... ale po kilku piwach, w tamtej atmosferze - wszystko może grac świetnie
Ogólnie bardzo pozytywne wrażenia. Polecam każdemu (...)
Jak dla mnie, "moje" Woodstocki to dziewięć z najlepszych imprez, na jakich byłem... dziewięć z puli dwudziestu
