R

:
Żywe jako mechanizm, ustrój zachowujący homeostazę ciągiem na przekór i aż nad spodziewanie uporczywie trwających stanów równowagi lub powrotów do jakiejś równowagi w ramach jednostkowej tożsamości, ująć, opisać czy sprowadzić do szeregu prostych zasad się nie daje, chyba że koncentrując się na pojedynczym izolowanym aspekcie. W ujęciu humanetologicznym czy etologicznym poświęcenie życia, a więc przyjęcie ryzyka (lub nawet pewności) kresu świadomości i istnienia danego indywidualnego procesu życiowego w obronie życia cudzego lub norm, zasad i pryncypiów może mieć (wręcz musi) i ma sens podług norm poznawczych, etyczno-moralnych, schematów i mechanizmów kulturowych, etologicznych, biologicznych, społecznych.
Gatunek, społeczeństwo czy ogół takich żywych nie kieruje się wyłącznie zasadą jednostkowej bezwzględnej korzyści i przeżywalności, gdyż osobnicze życie czyli trwanie nieuchronnie wieńczy osobista śmierć, a gatunek trwa: istnieją, jakby ich nie definiować, opisywać i uzasadniać, mechanizmy poświęcenia elementu niższego rzędu (jednostka) dla korzyści porządku wyższego (gatunek). Mechanizmy takie nie wymagają pełnej świadomości i zgody tej poświęcającej się jednostki, wystarczy, że są i zachodzą, interpretacje sensu takiego działania mogą być dowolne, lecz właściwie każda będzie nieistotna, bo racją istnienia jest istnienie, a nie jego uzasadnienie dowolnego kalibru.
Ewolucja wytworzyła gatunek, zaś gatunki w których nie zachodziła poświętliwość wyginęły, bo nic nam o takich nie wiadomo. Najlepszym dowodem, że nasz gatunek taki mechanizm samopoświęcenia posiada jest fakt, że rozpoznajemy u siebie takie zachowania, że stwierdzamy ich obecność i obserwujemy ich stałe występowanie w ciągu pokoleń czyli historii gatunku pomimo rozmaitych interpretacji i ocen zjawiska.
Co by o tym nie mówić, gatunek ponad subiektywnymi, osobistymi egoizmami: nasze postępki niekoniecznie są aż tak wyrozumowane, jak nam się zdaje, a pamięć o naszych jednostkowych dokonaniach, przygodach i szlachetnych odruchach nie jest istotna ze względu na nas samych, a jako historia, dorobek i kultura gatunku właśnie. Choć te ostatnie nie są aż tak ważkie i sine qua non. Gatunek pozbawiony tej pamięci i historii w toku swego trwania wytworzy nowe, może inne, lecz nie gorsze, a "same" historia, dorobek i kultura - gatunku przecież nie wytworzą.
W takim ujęciu pytanie "Tylko wówczas co tak naprawdę ma sens?" nie może uzyskać odpowiedzi bez ustalenia, co uznaje się za sens w tym kontekście, jakie treści lub pojęcia należy rozpatrywać, co i w jakiej perspektywie one znaczą, na ile w ogóle rzeczywistość jest ostatecznie poznawalna i przez kogo, od którego momentu można uznać ją za zadowalająco poznaną i oczywiście, jakiego rodzaju odpowiedzi poszukujemy, a to podług jakich celów i kryteriów, czyli dla kogo...
I nawet jeśli się ustali wszystkie te niezbędności, jestem pewny, że sobie z odpowiedzią nie poradzę i że nie oznacza to wcale, że sensu nie ma.