A wiec takie ciekawostki :
"W Tonsilu postawiono na produkcję cywilną. Prym wiodła fabrykacja dla tzw. zakładów sprzętowych: Zakładów Radiowych im. Kasprzaka, Diory, Zakładów Telewizyjnych w Warszawie i Gdańsku oraz Eltry Bydgoszcz. Na początku lat 70. zaczęto na poważnie myśleć o eksporcie. – Mieliśmy dobrych inżynierów, akustyków, którzy z powodzeniem projektowali głośniki spełniające światowe wymagania. Problem polegał na tym, że nie potrafiliśmy ich wyprodukować w taki sposób, żeby spełnić założenia konstruktorów i w dodatku przy optymalnych kosztach. Brakowało nam nowoczesnych technologii maszyn i urządzeń – mówi Wiącek. Brakowało też pieniędzy na nowe technologie. W dodatku można było je nabyć tylko w drugim obszarze płatniczym, za dolary. Ekipa Edwarda Gierka zaczęła inwestować w przemysł elektroniczny. Skorzystał na tym Tonsil. Kupił licencję od japońskiego Pioneera. – Pioneer miał dobrą renomę na rynku europejskim. Pojechałem do Japonii, obejrzałem ich produkcję i technologie, wyglądało to naprawdę dobrze. Rozpoczęły się pertraktacje. Częstowano nas sake i chrabąszczami. Współpracownicy mieli mi za złe, że nie poszliśmy się zabawić, że zrezygnowałem z wycieczek organizowanych przez Japończyków. Uważałem to za zasłonę dymną. Negocjowaliśmy najważniejszą sprawę dla naszego zakładu. Udało się znakomicie. W ramach licencji zakupiliśmy maszyny warte około 3 miliony dolarów. Inne zakłady otrzymywały więcej papierów niż maszyn – wspomina dyrektor Wiącek. Wkrótce okazało się, że Japończycy nie mogą spełnić wszystkich warunków kontraktu. – Obrazili się. Powiedzieli, że mamy za wysokie wymagania co do niektórych parametrów elektrycznych i akustycznych. Powiedziałem: „Zgoda! Jeżeli tak uważacie, to my je zaprojektujemy i spełnią one kontraktowe wymagania. Wtedy uznacie, że nie spełniliście warunków kontraktu”. I tak się stało. Pioneer musiał zapłacić 500 tysięcy dolarów kary umownej. Niestety, Tonsil nie dostał nic z tych pieniędzy. A przecież napracowaliśmy się solidnie. Wtedy dopiero Japończycy nabrali do nas szacunku, a szef grupy licencyjnej Pioneera został zdymisjonowany – dodaje."
"Kazimierz Wiącek został dyrektorem naczelnym Tonsilu w 1980. Zakład nadal utrzymywał opcję proeksportową. W 1981 ZWG Tonsil miał podpisać umowę eksportową z amerykańską filią Toshiby. To były duże zamówienia, które na kilka lat mogły ustawić eksport na rynek dolarowy. Do finalizacji umowy jednak nie doszło. Wprowadzono stan wojenny, a USA wprowadziły sankcje gospodarcze wobec PRL. Zakład nadal wysyłał duże partie zestawów, m.in. do Francji i RFN. Ten okres to m.in. szczyt popularności zestawów głośnikowych Altus. W tym okresie Tonsil eksportował do państw zachodnich produkty o łącznej wartości 1,5 mln dolarów rocznie.
W 1987 oddano do użytku ośrodek wypoczynkowy w Mielnie (100 metrów od plaży), który był wspólną inwestycją z bydgoską Eltrą. Pogorszenie sytuacji zakładu nastąpiło w 1990, wraz z reformami Leszka Balcerowicza. – Nie wytrzymaliśmy konkurencji na skutek wpuszczenia bez cła produkcji japońskiej, wietnamskiej, i koreańskiej. Pamiętam, że zebrało się konsorcjum dyrektorów zakładów elektronicznych i napisaliśmy list-protest do Balcerowicza. Odpowiedział: „Konkurujcie!”. A zagraniczne firmy skorzystały z okazji, weszły na rynek z cenami dumpingowymi i pięknie opakowanym towarem, choć jego jakość pozostawiała wiele do życzenia. W ten sposób zniszczono przemysł elektroniczny w Polsce – uważa Kazimierz Wiącek. – Usiłowaliśmy przeżyć jakoś ten okres. Tonsil można było uratować. Oczywiście nie w takich rozmiarach; zatrudnienie należało zredukować do 800-1000 osób. Wystarczyło skupić się na eksporcie, rynku wewnętrznym oraz wejść z głośnikami do przemysłu samochodowego W tamtym czasie nie akceptowano już moich pomysłów. Ale byliśmy na tyle dobrą firmę, że wpuszczono nas jeszcze na giełdę, tylko że nie dano nam z niej pieniędzy. Coraz częściej padały zarzuty, że nie przeprowadzam zmian personalnych, o które chodziło przedstawicielom Solidarności. Pewnego dnia przyszedł do mnie proboszcz Stanisław Głowski i powiedział, abym odszedł już na emeryturę. Po kilku tygodniach stwierdziłem, że faktycznie nie ma się już co mordować, i odszedłem – dodaje.
– Myślałem, że Tonsil będzie to wizytówka, którą będzie można się pochwalić, w każdym zakątku Europy. Taki zawsze przyświecał mi cel. Gdy patrzę na to, co stało się z Tonsilem, to cały się trzęsę. Mam gorzką satysfakcję, że wyszło na moje, że ci ludzie, którzy przyszli po mnie, po prostu się nie sprawdzili – kończy K. Wiącek."
---------- Post dodany o 19:47 ---------- Poprzedni post o 19:42 ----------
Gdyby ktos chcial poczytac wiecej na temat historii Tonsilu to zapraszam tu :
http://gazetylokalne.pl/a/halo-tu-studio-tonsil-babcie-kontra-pioneer-tonsil
---------- Post dodany o 19:50 ---------- Poprzedni post o 19:47 ----------
A tak wyglada sytuacja dzis
http://weekend.pb.pl/3028908,85837,bylo-nie-minelo-glosniki-tonsil