Smutne to, smutne.
Zadaniowy czas pracy...tak sobie myślę, dziesiątki lat rozwoju ergonomii i prawa pracy, badania efektywności pracy w funkcji jej czasu, warunków, parametrów komfortu cieplnego. Wszystko to po to, żeby właśnie pracodawca nie wykorzystywał pracownika, nie orał nim jak chce, nie wysysał zdrowia i życia. W oparciu o to stworzone zostały godzinowe ramy i normy pracy. A tu czytam, że praca w określonym wymiarze godzinowym to "pierwszy krok do zguby". No ludzie...Ja dziękuję za takie podejście. Przecież oczywistym jest, że gdy zgodzimy się na pracę "zadaniową", to nic, dosłownie nic nie chroni nas przed wyzyskiem ze strony przełożonego. W jego interesie będzie leżało jak największe obciążenie nas obowiązkami i nieważne, że nie jesteśmy w stanie im podołać. Dodatkowo przełożony ma w takiej sytuacji powód i prawo nas wywalić, bo w końcu nie wykonaliśmy zadanej pracy. Jak słyszę zdania, że "praca powinna trwać tyle, ile wymagają postawione do wykonania zadania", to już widzę minę kogoś tę tezę formułującego, gdy trafia do firmy, w której szef tego świadomy i świadomy też tego, że skoro się na to ktoś zgodził, to ten ktoś może mu za przeproszeniem "skoczyć", dowala mu obowiązków, których przez 24 godziny na dobę nie przerobi.
Dabyl, co do twojego wpisu. Nie zgodzę się z pewnym uproszczeniem, które poczyniłeś, jako że jego teza jest fałszywa. Po konstrukcji logicznej i merytorycznej wypowiedzi wnioskuję, że ten akurat fragment był ot takim frywolnym, jak to się zwykło prawić w takich hipotetycznych perspektywicznym dywagacjach, ale...muszę pewne rzeczy w tonie jednak powagi i "serio" sprostować

.
Początkowo pracujesz za najniższe stawki, ale powoli zdobywasz doświadczenie, kolejne papierki, budujesz swoją pozycję. Cieszy Cię to, że kończysz pracę o 15-16-18 i "później już nie dzwonią" (albo nie odbierasz). Aż tu nagle - o cholera, trzeba zostać dłużej - ale OK, przecież płacą mi za nadgodziny. Po kilki latach i kilku firmach jesteś gościem, pracujesz na stanowisku kierownika i zarabiasz te 4-6-8 tysiaków. Jest OK - stać Cię na kredyty na samochód, dom, działkę za miastem. Twoje dzieci mają fajne zabawki, wyjeżdżają na obozy - raz do roku zabierasz rodzinę na tydzień do "ciepłych krajów"... żyć, nie umierać.
Więc. Nie, nie zostajesz dłużej. Nie, nie odbierasz po godzinach. Nie, nie godzisz się na to. Nie, nie cieszy cię to, że jesteś super fajnym gościem kierownikiem i masz piniondze. Nie. A dlaczego? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy powiedzieć, że pierwsza część twojej wypowiedzi jest sprzeczna z drugą

. Dlaczego? Bo jakie dzieci, jaka żona, jaka rodzina? Chyba alimenty na dzieci, których i tak nie widywałeś, była żona i kot jako życiowy partner. Jak już pisałem wcześniej, podejrzewam, że ta twoja myśl to swego rodzaju wytrych polemiczny, nie zaś twoja rzeczywista i przemyślana opinia. Bo powiedz mi, jaką rodzinę, jakie życie rodzinne i prywatne masz na myśli pisząc, że godzisz się na nadgodziny, że zostajesz w pracy do 18, że wypłata tych nadgodzin jest wystarczającym argumentem i zadośćuczynieniem olania rodziny, czy np. zwykłego meczu dziecka, bo akurat wtedy szef ci mówi, że musisz zostać. Że pozycja zawodowa jest ekwiwalentem oddania za pieniądze swojego życia i życia rodziny. I co komuś z tych pieniędzy, położy się na nich? O jakich wakacjach piszesz, skoro taki "ktoś", kilka razy zgodziwszy się na opisaną politykę ze strony przełożonego, będzie to siłą rzeczy - nawet wbrew swej woli ale jednak - robił ponownie, będzie cały czas pracował, na wakacjach będzie odbierał telefony służbowe?
Jezu, jak widzę, że niektórzy są takiego zdania, to łapię się za głowę i cieszę, że ja taki nie jestem. Że jeśli mam np. wybór pomiędzy wypadem w góry z narzeczoną, a "dorobieniem" sobie w tym czasie, to wybieram to pierwsze. Może ja jestem człowiekiem starej daty, ale
nigdy nie zgodziłem się i się nie zgodzę na takie życie, jak wyżej opisane. Bo to nie jest życie. A co do "zadaniowego czasu pracy". Cóż, skoro ktoś pisze, że praca taka, jak określiły to lata badań, czyli te 8 godzin dziennie to pierwszy krok do zguby, to jak napiszę, że praca zadaniowa to pierwszy krok do wyścigu szczurów. A to jest dla mnie najpaskudniejsze gówno, którym obecnie zarażają się coraz szersze rzesze młodych ludzi, którzy jeszcze nie wiedzą, co ma w życiu autentyczną wartość.
Dziękuję za uwagę.
Praca 8 godzin dziennie? OK
Praca zadaniowa? OK
Zarabianie pieniędzy? też OK
Czyli chyba myślę, że mi się wydaje, że tak uważam. OK.
Mam własne zdanie, z którym się nie zgadzam. Też OK.
:flapper: