Stały Harmonixy, akurat leciała Diana Krall. I rzeczywiście kolumny kompletnie znikły, stała przede mną Diana i śpiewała. Wrażenie było niesamowite, oglądając wystawę wracałem tam wtedy jeszcze 2x i za każdym razem było podobnie.
Ja tak mam gdy na amplitunerze włączę "jazz club" lub "live house", gdzie w pierwszym przypadku kolumny "znikają", a raczej pokój z 10mk robi się przynajmniej 40mk, a w drugim wokal mam ''na mordzie".
Więc dla mnie to żadna magia w nagraniu płyty, czy też dobrego sprzętu... wystarczy procesor który wymusi wokal na środek a resztę schowa z tyłu.
Raz takie coś słyszałem na AS, pokazał bym na jakim sprzęcie ale nie mogę znaleźć zdjęcia.
Brzmiało to tak jak by był zapięty jakiś procek który sztucznie robił głębię.
Fajnie brzmiało, podobało mi się, ale wiedziałem że to nie jest naturalne.
Tak samo przy nagrywaniu płyt, jeśli coś gra fajnie to się tak zostawia, i nie ważne że lekko odbiega od oryginału.