Wprawdzie przekomplikować można wszystko i zawsze, więc trafność i racja będą gdzieś pośrodku, ale jakby tu zbyt proste założenie gdzieniegdzie przyświecało.
Ktoś o nigdy do końca znajomym nam osłuchaniu - powiedzmy, że możemy ufać, że ma spore, a nawet przyjąć, że ma większe od naszego, ale z tego i tak nie wiemy ściśle, czego w ramach osłuchiwania się słuchał, jakich i jak wielu konstrukcji, jakie są cechy fizjologiczne i psychiczne jego słyszenia ani co i dlaczego sobie przy tym słuchaniu o słyszanym myślał i ile w tym myśleniu było o muzyce, ile o brzmieniu głośników, a ile o mrocznym przedmiocie dyżurnego pożądania, przy czym nie poznamy nigdy ściśle jego nawyków i preferencji ani jak one się mają do naszych własnych nawyków i preferencji, otóż powiedzmy, że ten nasz opiniodawca jak najuczciwiej, szczerze i rzetelnie wskazuje i opisuje, że takie to a takie tu a tam grało mu "ostro", "ostrzej", "najostrzej", albo że mu "dudniło" czy "chrypiało", albo że grało "zachwycająco, czarownie, zwiewnie i delikatnie" lub "nieakceptowalnie szorstko" lub "metaliczniej na średnich niż głośnik firmy XXX model YYY", otóż ten ktoś natrudził się, wszystko nam opisał, a efekt rozczarowujący... gdyż słabo użyteczny, bo niby jak i na ile?
Sądzę, że jest zasadność i przyczyna, dla której detale techniczne i pomiar owszem, opis niechętnie... i nie jest to tchórzostwo a umiar płynący z doświadczenia i znajomość nikłości informacyjnej słownych opisów zjawisk akustycznych.
Język może wiele, ale niestety jako narzędzie poznania i opisu rzeczywistości więcej obiecuje, niż potrafi dotrzymać.
Jak napiszę obrazowo, że "piorun gruchnął, aż konie popuściły ze zgrozy", to wiadomo tylko, że niewiele wiadomo, tyle, że było głośno, znienacka i przerażająco, reszta to wesołe domysły.