OK, można zakończyć, dodałbym tylko, że momentami tak jakoś nam wychodziło, że jest sens, więc go nie ma i że nie ma sensu, a więc jest. Coś się zaplątało: raczej nie można twierdzić, że wszystko i zawsze ma sens, podobnie jak nie można twierdzić, że nic i nigdy sensu nie ma.
Takie bezwarunkowe założenie zaprzecza samemu sednu idei słowa sens, które by cokolwiek znaczyć, odnosi się ze swej natury do ujmowanej statycznie sytuacji i ocenia dane zachowanie w tej sytuacji podług jej stanu, detalu i logiki. Nie ma sensów absolutnych, ważnych wszędzie i w każdych okolicznościach. Za to każde okoliczności i działania można oceniać podług jakiegoś zespołu kryteriów. Problem w tym, że te kryteria nie są absolutne. Czyli: jak spojrzysz, tak zobaczysz.