Dziękuję za komentarze.
Warto podac podstawowe parametry jakie musi zapewnic filtr wyjsciowy czyli czestotliwosc graniczna, dobroc czy wymagane tlumienie czestotliwosci nosnej.
Spróbuję podjąć rękawicę, ale to dopiero jak dojdziemy do konkretnych układów.
W scalakach IR z dwupolowkowym pomiarem pradu na rezystancji mosfeta spadek ten nie moze przekroczyc ok 0,5V co jest juz wysrubowanym wymaganiem.
Nie wiem który dokładnie masz na myśli, ale np. IR2092 obydwa napiecia ustawia się dzielnikami napięcia w dużo szerszym zakresie.
No to lecimy dalej!
Temat 6: Dead time, czyli umarł Jasiek, umarł i leży na desce...
Czas martwy. Tak, to bardzo ważny temat w układach impulsowych. Nie tylko we wzmacniaczach klasy „D”, również w przetwornicach czy sterownikach silników. Ogólnie wszędzie tam, gdzie dwa tranzystory pracują naprzemiennie, w tak zwanym układzie mostkowym (lub raczej pól mostkowym), czyli mniej więcej w takim:
Dwa tranzystory, dwa napięcia zasilania, obciążenie – czyli klasyczny układ.
Prąd może płynąć przez jeden tranzystor i obciążenie, w układzie impulsowym jest to mniej więcej równoważne temu, że jeden MOSFET to praktycznie zwarcie, a drugi rozwarcie, tak jakby użyć zwykłych przełączników elektrycznych.
Albo gdy górny wyłączymy, a dolny włączymy, to prąd popłynie w drugim obwodzie, ale popłynie przez obciążenie w przeciwnym kierunku:
Oczywiście obydwa tranzystory mogą być wyłączone, wówczas prąd nigdzie nie płynie. To trywialny przypadek, więc się nim nie zajmujmy.
Istnieje jeszcze czwarty przypadek, gdy przewodzą naraz obydwa mosfety:
mamy tu klasyczne zwarcie, w którym niekontrolowany prąd o bardzo dużym natężeniu niszczy najsłabszy element układu: bezpiecznik, tranzystory, zasilacz, ścieżki… Bardzo niefajna sytuacja, którą pewnie niektórzy mieli okazję poczuć na własnej skórze (lub kieszeni

).
Słyszę już „Ale od czego jest układ sterujący, który nie powinien do tego dopuścić! Wystarczy podać na bramki tranzystorów napięcia sterujące odwrócone w fazie i nigdy naraz obydwa tranzystory nie będą włączone!”.
Czyli coś takiego:
W idealnym świecie zadziałałoby idealnie, a w rzeczywistości tranzystory nie potrafią się natychmiast włączyć i natychmiast wyłączyć. Pewnie pamiętacie z poprzedniego tematu trapezowy wykres włączania i wyłączania tranzystora? Przy takim sterowaniu te zbocza się na siebie nałożą i tranzystory będą razem przewodzić. Tak naprawdę oprócz samego nachylenia jest jeszcze opóźnienie włączania i wyłączania w stosunku do napięcia bramki, pięknie zilustrowane jest w nocie katalogowej dowolnego MOSFET-a:
Tu widać dokładnie, że oprócz samego nachylenia zboczy, odpowiedź „wyjścia” tranzystora jest opóźniona w stosunku do jego „wejścia” o pewien całkiem spory czas, oznaczony jako „td(ON)” – opóźnienie właczania oraz td(OFF) – opóźnienie wyłączania. Te czasy niestety nie są sobie równe,
Dla IRF 530 włączanie jest po czasie 12 ns (nanosekundach), a wyłączenie po czasie 25 ns. Czyli gdyby je zasilić sygnałem jak na poprzednim rysunku, to przez około 13 ns przewodziłyby razem prąd, praktycznie pracując na zwarciu. Brrr.
Aby tego uniknąć, układ sterowania MOSFET-ów musi uwzględniać te czasy opóźnienia w podczas generowania sygnałów na bramki tranzystorów, czyli najpierw wyłączyć napięcie na bramce MOSFET-a który właśnie przewodzi, odczekać czas niezbędny na jego wyłączenie (to jest właśnie ten magiczny dead-time), a dopiero po chwili włączyć napięcie na drugim MOSFET-cie. I tak za każdym przełączeniem. Ilustruje to rysunek.
No i odarłem z całej magii kolejny kawałek elektroniki. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie

Właściwie jest tu miejsce na schemat takiego układu, więc podam ten, który zastosowałem w swoim wzmacniaczu - wykorzystuje jeden układ scalony z serii 74HC132, czyli poczwórną dwuwejściową bramkę NAND.
-to jeden z prostszych układów cyfrowych, tyle że z bardzo szybkiej serii.
Czas martwy jest zależny od stałej czasowej RC i może być regulowany jednym potencjometrem dla obydwu punktów przełączania MOSFET-ów. Zasada działania jest prosta: ładowanie/rozładowanie przez diody dla jednego zbocza (dla wyłączania MOSFET-a) jest dużym prądem i bardzo szybkie, a dla drugiego małm pradem przez opornik i wolniejsze. Przerzutniki schmitta na wejściach bramek zabezpieczają przed przypadkowymi impulsami w stanach nieustalonych.
---------- Post dodany o 14:59 ---------- Poprzedni post o 22:15 ----------
Temat 7: Modulator, czyli zamienił stryjek siekierkę na kijek
Stopień mocy w ogólnych zarysach już omówiliśmy, przynajmniej na tyle, żeby zrozumieć działanie różnych rodzajów modulatora, czyli urządzenia które zamienia sygnał wejściowy na impulsy sterujące stopniem mocy. Właśnie rodzaj modulatora w głównym stopniu określa typ wzmacniacza w klasie „D”
Ja znam następujące, praktycznie wykorzystywane rodzaje:
- UcD (Universal class D) – najprostszy i chyba pierwszy historycznie układ, można by go nazwać samooscylującym układem nadążnym.
- Sigma-Delta (lub Delta-Sigma, spór do dziś nie jest rozstrzygnięty

) - z nazwy wykorzystujący ideę jednobitowego przetwornika ADC, choć tak naprawdę jak mówią filmowcy tylko „oparty na motywach”. brzmi groźnie, jednak w praktyce schemat może być bardzo podobny do UcD

.
- PWM (Pulse Width Modulation), czyli działający na zasadzie porównania sygnału akustycznego z sygnałem trójkątnym (lub piłokształtnym) – najbardziej „modelowy” układ z racji najprostszego graficznego „wytłumaczenia” idei działania, choć wcale nie najprostszy w implementacji
- DSP (Digital Signal Processing) – układ wykorzystujący specjalizowany mikroprocesor z odpowiednimi przetwornikami do obróbki dźwięku.
Oprócz tego mogą pewnie mogą być inne bardziej egzotyczne topologie, lub pewne modyfikacje tych podanych wcześniej układów, ale nie planuję się nimi zajmować. Również nie będę się zajmował DSP, bo weszlibyśmy bardziej w programowanie niż lutowanie układów. Tak więc pozostały na placu boju 3 najbardziej popularne topologie: UcD, PWM i D-S.
Obrazki ładnie wyglądają (sam je malowałem

), ale pewnie niewiele z nich sensownego dla Was wynika. Dlatego w następnych odcinkach każdą z tych trzech topologii objaśnię krok po kroku jak dokładnie ona działa, oraz spróbuję to zilustrować praktycznymi przykładami.
---------- Post dodany o 19:37 ---------- Poprzedni post o 14:59 ----------
Temat 8: PWM czyli geometria dla audiofili
Zacznę od najbardziej „szkolnej” topologi wzmacniacza w klasie D, czyli PWM – ta konfiguracja jest nawet na obrazku w Wikipedii. Ale nie będę Was tam odsyłał, tylko sam coś na ten temat wysmażę.
Skorzystam z obrazka, zapożyczonego ze strony
www.dodes.com. Jest bardzo ładny, ale ma jeden błąd, więc pozwoliłem go sobie poprawić. Mam nadzieję, że autorzy (i właściciele) nie będą mieć do mnie pretensji, za wklejenie go do tego opisu.
Sercem modulatora PWM jest komparator, który de facto jest wzmacniaczem różnicowym o dużej szybkości i bardzo dużym wzmocnieniu. Pracuje bez sprzężenia zwrotnego, i na jego wyjściu praktycznie mogą być tylko dwa stany:
-wysokie napięcie, gdy na wejściu (+) jest
wyższy potencjał niż na wejściu (-)
-niskie napięcie, gdy na wejściu (+) jest
niższy potencjał niż na wejściu (-)
Na ilustracji do wejścia (-) podany jest sygnał wejściowy audio, a do wejścia (+) sygnał trójkątny z generatora, o bardzo wysokiej częstotliwości, takiej z jaką ma pracować cały wzmacniacz, czyli setki kiloherców . Te dwa napięcia są ciągle „porównywane” ze sobą i w zależności od tego które z nich w danej chwili jest wyższe, na wyjściu komparatora jest albo niski, albo wysoki poziom. A zbocza tego sygnału na wyjściu wypadają dokładnie tam, gdzie te dwa napięcia się „krzyżują” (przerywane linie na rysunku). Czyli mamy już to, czego potrzebujemy: zmiana napięcia wejściowego powoduje zmianę wypełnienia impulsów na wyjściu wzmacniacza, które wystarczy podłączyć do stopnia mocy i mamy gotowy wzmacniacz!
I tak rzeczywiście jest, ale w praktyce nie bylibyśmy zbyt zadowoleni z pracy takiego wzmacniacza. Dlaczego? Z co najmniej dwóch powodów:
-Po pierwsze do uzyskania małych zniekształceń musielibyśmy mieć generator o bardzo dużej liniowości, bo od niej wprost zależy liniowość wzmacniacza (jego zniekształcenia). Nawet scalone generatory sygnałowe, np. ICL8038 mają przy tych częstotliwościach nieliniowość trójkąta powyżej 1%
-Po drugie wzmacniacz przenosiłby wprost na głośnik wszystkie pulsacje i zakłócenia z linii zasilania!
Tu oczywiście potrzebne jak najbardziej na miejscu słów kilka wyjaśnienia dla tego drugiego stwierdzenia. Będzie do tego potrzebna odrobina matematyki, na szczęście zakres szkoły podstawowej. Musimy wyznaczyć średnią wartość napięcia na wyjściu stopnia mocy, w funkcji długości impulsów i napięcia zasilającego wzmacniacz. Przypomnijmy sobie kształt impulsów na wyjściu wzmacniacza, dla uproszczenia zanalizujemy jeden cykl:
Wartość średnia takiego impulsu napięcia zależy zarówno od napięcia zasilania, jak też i czasu trwania impulsów:
Usr = (Vp*tp + Vm*tm) / (tp + tm)
Gdzie:
Vp to dodatnie napięcie zasilania,
Vm to ujemne napięcie zasilania,
tp to czas trwania dodatniego impulsu
tm to czas trwania ujemnego impulsu
Załóżmy, że napięcia zasilania (+) i (-) są równe: Vp = -Vm = V, ale na Vp występuje pulsacja i zakłócenia o wartości Vzp, a na Vm występuje pulsacja i zakłócenia o wartości Vzm. Szerokości obydwu impulsów są sobie równe (do wzmacniacza nie podłączono sygnału) czyli tp = tm = t
Wartość średnia na wyjściu będzie równa:
Usr = (( V+Vzp)*t + (-V+Vzm)*t) / 2*t
Po skróceniu wzoru otrzymamy:
Usr = (Vzp + Vzm) / 2
Czyli średnia wartość pulsacji i zakłóceń na wyjściu wzmacniacza to połowa sumy pulsacji i zakłóceń zasilania! Katastrofa! Wiemy doskonale że napięcie po transformatorze i prostowniku, nawet z niezłą baterią kondensatorów do stałej wartości ma daleko. Co więc robią rzeczywiste wzmacniacze oparte na tej zasadzie? Na szczęście odpowiedź jest prosta, i minimalizująca od razu obydwa podniesione przeze mnie problemy. Jest to ujemne sprzężenie zwrotne, dokładnie takie samo jak w klasycznym wzmacniaczu liniowym.
Ogólnie problem oddziaływania pulsacji zasilania bezpośrednio na wartość średnią napięcia na wyjściu dotyczy każdej topologii wzmacniacza (de facto jest właściwością stopnia mocy a nie modulatora), ale topologie UcD oraz S-D kompensują to niejako z samej swojej zasady działania, a tylko DSP wymaga takiego samego dodatkowego sprzężenia zwrotnego jak PWM.
Doświadczyłem boleśnie tego problemu konstruując swój własny wzmacniacz PWM. Wszystko chodziło w miarę nieźle, dopóki zasilałem go ze stabilizowanego zasilacza laboratoryjnego. Podłączenie go do trafa z prostownikiem objawiło się paskudnym buczeniem i zakłóceniami.
Ostatecznie odpuściłem sobie kończenie wersji PWM i zbudowałem S-D, który był wolny od tej przypadłości.
p.s. Ciekawe jak długo mechanizm forum będzie sklejał kolejne moje posty, zapowiada się baaaaardzo długi wątek

Cała nadzieja w Was, że będziecie komentować kolejne części mojej odpowiedzi i w ten sposób temat ładnie się podzieli..