Nie spodziewałem się, że i ja tu zawitam, ale chyba udało mi się upalić jeden kanał w Uniampie
Sytuacja: wzmacniacz poskładany, pierwsze testy na biurku bez obudowy. Grają oba kanały, wszystko fajnie, ale jeden zdecydowanie ciszej. Myśle, co za cholera... Wyłączyłem zasilanie, muzyka przestała grać. Zacząłem oglądać potencjometr, może coś niestarannie przylutowałem. I faktycznie, niestarannie przylutowałem kabel sygnałowy do goldpinów, które włutowałem na płytce. Podczas obracanie potencjometrem sztywny przewód (skrętka) odczepił się i dotknął radiatora. Z głośnika poszło wielkie jebudu i jeden z kanałów zakończył swój żywot

Od momentu wyłączenia zasilania do dotknięcia minęło ~5 sekund (musiałem wstać z krzesła, dosięgnąć listwy, wyłączyć ją i od razu wziąłem do łapy potek). Na wszelki wypadek sprawdziłem - na radiatorze, względem masy, panuje 0VDC. Nie widać żadnych oznak uszkodzeń na płytce. Oczwiście oglądnę ją jeszcze, ale raczej jutro przy dziennym świetle.
Konia z rzędem temu, kto wyjaśni, jak to się stało, że cała "akcja" rozegrała się przy kanale prawym (tam majtnął się przewód, był odizolowany tylko na końcówce, ale oczywiscie nie wykluczam, że zahaczył o coś więcej niż tylko radiator), a nie gra kanał lewy
Irku, jest szansa, że stało się coś z zabezpieczeniem i po prostu kanał lewy nie jest załączany, czy sądzisz, że uwaliły się tranzyostry mocy...?