Ogłoszenie

Collapse
No announcement yet.

zadaniowy czas pracy

Collapse
X
 
  • Filtr
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts

    #61
    Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
    Bo co to za opieka, kiedy na rehabilitację, bądź zabieg trzeba czekać i cierpieć miesiącami, albo latami, czasem nie doczekawszy się tego?
    Pytanie można sobie zadać takie, chyba bardzo ważne w tej kwestii, ile osób w międzyczasie dołączył odo kolejki. To raczej pewne że "przeciętny szarak" ustawiany jest na "bezpieczny termin" tak aby w miedzy czasie kogoś przyjąć. Pewnie wszyscy dobrze wiedzą że jak trzeba się dostać do szpitala to najlepiej iść do chirurga który tam operuje na kilka prywatnych wizyt czyż nie? Wtedy termin najbliższy za dwa, trzy tygodnie lub najdalej miesiąc. Jak ono to robią..? Zakładając że operuje tam kilku lekarzy to muszą być niezłe dziury, nawet dziurska w terminarzu sali operacyjne

    Co do prywatnej służby zdrowia jestem jak najbardziej na TAK, ale na chwilę obecną chyba jest jeszcze za mała konkurencja i za dużo marketingu w prywatnych przychodniach.

    Przykład mój:

    Firma pobiera ode mnie 20zł z pensji i dopłaca.. bagatela dodatkowe 100zł za opiekę medyczną w firmie X. (120 zł x 150 pracowników = jedyne 18 tyś miesięcznie)

    A to co zastajemy w firmie X:

    Na wejściu miła obsługa, ładny budynek i skórzane fotele. OOO będzie zajeb... pełny zachód. Zakładamy że mamy problem z nosem.

    1. Najpierw trafiamy do lekarza internisty który i tak nic nie stwierdzi, ale ma za zadanie robić wszystko aby nie trafić do specjalisty ( w tym przypadku laryngologa).
    2. Jeśli już trafiliśmy do laryngologa laryngolog robi wszystko aby nie zlecić badać w tym przypadku tomografii zatok bo to kosztuje, próbujemy kropelki itd.
    3. Dochodzi do wniosku że potrzebny zabieg.. który można przeprowadzić w firmie X ale to kosztuje 4000-5000 zł więc odsyła do państwowego szpitala w kolejce.
    4. Idziemy do prywatnego lekarza, daje skierowanie na tomografię, mimo że masz pakiet w firmie X nie zrobisz badania za darmo ze skierowaniem od innego lekarza.. itd.

    itd.. itd.. jak ktoś zna swoją chorobę to się z tego śmieje bo to jest farsa. Marketing..marketing i jeszcze raz marketing. Stąd jako jedyny poprosiłem dział kadr o niepotrącanie mi 20 zł bo firma X nie jest warta tych 20zł... Warto spojrzeć też na listę lekarzy i poszukać specjalistów..

    Na dodatek prywatne kliniki na poważne operacje wysyłają do państwowych szpitali bo, po pierwsze nie są wstanie tego zrobić, po drogie mało się na nich zarabia. Lepiej wycinać polipy i kasować po 4-5 tyś za parę godzin pracy.

    Nasza służba zdrowia to jedno dno jak PZPN, które trzeba wymienić całe a zrobić się tego nie da.

    I tyle co mam do powiedzenia w temacie..

    Skomentuj


      #62
      panowie ale nie oszukujmy sie lekarze malo nie zarabiaja
      bardziej obrotny lekarz ortopeda pracujacy w szpitalu i prywatnie w przychodni zarabia grubo ponad 20tys miesiecznie
      lekarz radiatolog (nie wiem czy dobrze nazwalem) ten od opisywania zdjec rtg za 2 dni w tyg po ok 5h pracy dziennie ma 6 tys brutto

      kwoty z informacji z pierwszej reki

      ---------- Post dodany o 11:52 ---------- Poprzedni post o 11:50 ----------

      dla ciekawosci jeszcze dodam, ze nauczyciel w wychowaniu specjalnym (bez wplywu na pensje) zarabia 3,5tys netto a czes jego pracy to 12-16 codziennie
      Juz mi sie nie chce...

      Skomentuj


        #63
        Zamieszczone przez eternality Zobacz posta
        Pawle mam takie samo zdanie, ale tylko jedna kwestia bo drażni - SpojRZeć etc :]
        Mam angielska wersje opery , wszystko mi podkreśla na czerwono, idzie zgłupieć haha .

        Zamieszczone przez LuSzTi Zobacz posta
        Dlatego, że jak koszt naprawy przekracza jakąś tam wartość to auto idzie do kasacji i płacą raz. Człowieka nie skasujesz, będziesz bulił za leczenie do oporu. Bo życie człowiek to nie życie auta.
        Nie no jasne, nie jestem przecież za eutanacją. Podaję przykład zaleznosci finansowej : auto , składka 400zł na rok - pokrywają szkody nawet za kilkaset tys. I teraz jak to sie ma do opieki zdrowotnej : składka coś koło 3 tys zł rocznie a sa problemy z podstaowymi świadczeniami, no soryyy aż sie chce powiedzieć: WTF ?

        Zamieszczone przez Marios Zobacz posta
        Jest wypadek drogowy, dostajesz zawału itd. kto ma przyjechać i Ci pomóc. Nasz system jest nieudolny i na wiele zabiegów trzeba czekać i tu się zgodzę ale to trochę też wina naszej mentalności. Na zabieg czekasz bo w pierwszej kolejności idą pacjenci lekarza... Stąd można zadać sobie pytanie jak by to wyglądało jeśli byłoby uczciwie..
        A co powiesz na przypadek, masz ciągłe bóle głowy, idziesz do lekarza , dostajesz skierowanie na tomografie , okazuje sie że kolejka jest na kilka miesięcy, czekasz, po 2 tygodniach umierasz bo miałeś guza. Polska rzeczywistość, kolejka tu , kolejka tam. My płacimy nie tylko za pogotowie raktunkowe, płacimy za wszystko i wszystko powinno działać.

        Zresztą, panowie, łatwo sie operuje na jakiś skrajnych przypadkach, wypadkach drogowych, zachorowaniach na raka itp , to są rzeczy jednostkowe w odniesieniu do rzeczy powszednich, błachych gdzie system zawodzi jeszcze bardziej.
        Mam swój przykład, kontuzja kolana, takich przypadków na jedno zachorowanie na raka są tysiące. Ide do ortopedy, najbliższy termin za jakieś półtora miesięca bo limity etc ! No k.. ch.. człowieka strzela, ja potrzebuje pomocy lekarza teraz a nie za półtora miesiąca gdy juz mi sie samo wszystko pozrasta! Wyciagam 70 dyszek, wchodze po minucie, bez kolejki bo nikogo w kolejce nawet nie było ! Limity? Jakie limity? Na pewno nie na czas pracy tego lekarza bo siedział w gabinecie i nic nie robił.

        Zamieszczone przez Marios Zobacz posta
        Ceny ubezpieczeń samochodów spadają dzięki konkurencji na rynku ubezpieczeń
        Widzisz, wnioski jak najbardziej prawidłowe, przenieś je tylko na inną dziedzinę. Jak długo będziemy miec państwową służbę zdrowia i system ubezpieczeń tak długo nie będzie konkurencji i nic sie nie poprawi.

        Zamieszczone przez LuSzTi Zobacz posta
        Chcesz o tym pogadać z moim znajomym, który szczęśliwie wyleczył się z raka? Czy zapłacił za cokolwiek z własnej kieszeni? Radioterapia, chemia, opieka w szpitalu, zabiegi...
        Znam odwrotny przypadek, matka koleżanki choruje na raka. To, że w domu sie nie przelewa to mało powiedziane, jest po prostu bieda. I co? Za wizytę u lekarza 200zl, na której sie niczego nie dowiesz i nic z niej nie wyniesiesz, po prostu zapisuje ci kolejna za 2 - 3 tyg zeby on mógł rzucić okiem na wyniki i znowu przykleić 2 stówki. Leki po zmianie ustawy refundacyjnej w tym roku skoczyły im na 800zł miesięcznie. Do szpitala jej nie chcą przyjac, bo coś tam itp etc powiedzenie biednemu wiatr w oczy sprawdza sie w ich przypadku w 1000% .


        Zamieszczone przez LuSzTi Zobacz posta
        Żeby nie było, nie bronię systemu. Także uważam, że sporą cześć przejada sam na siebie. Ale Ty już popadasz wg mnie w skrajność. Na pewno te 300zł miesięcznie płacone do prywatnego ubezpieczyciela dałoby lepszą opiekę. Ale są ludzie, którzy z różnych przyczyn, np od urodzenia niepełnosprawni, nie pracują. I co wtedy z nimi? Skasujesz ich jak auto? Przecież prywatnie sobie ubezpieczenia nie wykupią.
        Nie bronisz go broniąc. Zgadzasz sie że jest do dupy ale dla dobra niepełnosprawnych może niczego nie zmieniajmy? Ilu ich jest w skali kraju? Niewielki odsetek. Czyli 99,9% ludzi sprawnych musi twkić w tym bezsensownym systemie bo jest paru niepełnosprawnych? Brutalne,niesprawiedliwe, niehumanitarne? Wcale nie!

        Bo jeżeli sprawa rozbijałaby się rzeczywiście tylko o tych kilku niepełnosprawnych to by ten system już został zmieniony. Państwo byłoby stać na utrzymanie tej niewielkiej grupki ludzi, na pokrycie ich kosztów leczenia, opieki, renty itd. To jest drobnostka, statystyka jest nieubłagana. Takie opowieści o ludziach niepelnosprawnych chwytają za serce ale to jest pic na wode fotomontarz, zwykła manipulacja, zwykły szantaż!

        W dawnych czasach też byli ludzieniepełnosprawni a nie było takiego sytemu jak teraz i funkcjonowali. Jak? Bo był inny system społeczny, system który dbał o tych ludzi, dbały rodziny, znajomi itd. Ci ludzie nie byli pozostawieni sami sobie. Obecny system odczłowiecza, znieczula, odmóżdża, uczy ze to państwo ma zadbać o wszystko, że państwo ma się wszystkim opiekować, że ma zapewnić itd.
        Wmawia się ludziom, ze tak ma być, że nie da się inaczej, ze taki rodzaj składki społecznej to jedyne możłiwe wyjście itp. Po co? Odpowiedź jest prosta, zeby doić od ludzi na te cele mamone.

        Skomentuj


          #64
          no niestety cos w tym jest
          ciekawe czy sa jakies prawdziwe statystyki nt kosztow biurokracji w nfz czy zus i tak naprawde ile % zebranej kasy jest oddawane na renty, emerytury czy leczenie

          ---------- Post dodany o 14:58 ---------- Poprzedni post o 14:56 ----------

          a i jeszcze co do osob niepelnosprawnych czy bardzo chorych
          kiedys nie istnialo cos takiego jak fundacja
          nie dostawali kasy z "zewnatrz" tylko dbal o nich system
          Juz mi sie nie chce...

          Skomentuj


            #65
            Zamieszczone przez Yoshi_80 Zobacz posta
            A co powiesz na przypadek, masz ciągłe bóle głowy, idziesz do lekarza , dostajesz skierowanie na tomografie , okazuje sie że kolejka jest na kilka miesięcy, czekasz, po 2 tygodniach umierasz bo miałeś guza. Polska rzeczywistość, kolejka tu , kolejka tam.
            Trochę przejaskrawiony przykład. W ciężkim stanie pacjent trafia z pogotowia na izbę i ma tomograf wykonany w ciągu doby. Nagle umrzeć to można na zawał lub w wypadku komunikacyjnym.

            Zamieszczone przez Yoshi_80 Zobacz posta
            Mam swój przykład, kontuzja kolana, takich przypadków na jedno zachorowanie na raka są tysiące. Ide do ortopedy, najbliższy termin za jakieś półtora miesięca bo limity etc ! No k.. ch.. człowieka strzela, ja potrzebuje pomocy lekarza teraz a nie za półtora miesiąca gdy juz mi sie samo wszystko pozrasta! Wyciagam 70 dyszek, wchodze po minucie, bez kolejki bo nikogo w kolejce nawet nie było !
            No niestety takich przypadków jest wiele. Pamiętaj, że jeśli wykonał lub przekroczył limit to nie ma prawa przyjąć nikogo więcej. Druga sprawa to to, że bierze kasę za prywatną wizytę w godzinach pracy - bez komentarza. Częściowo i my jesteśmy winni za taki stan rzeczy. Każdy próbuje przyśpieszyć wizytę u specjalisty. Najłatwiej umówić się na dwie prywatne wizyty u ordynatora (2x100zł) i za kilka dni pacjent już na oddziale. Podobno takiej dodatkowej kasy która idzie bokami do lekarzy może być nawet 30 mld w skali roku!. Jakby tym legalnie, prawidłowo zarządzić to czekałbyś na wizytę dwa dni a nie miesiąc.

            Zamieszczone przez Yoshi_80 Zobacz posta
            Znam odwrotny przypadek, matka koleżanki choruje na raka. To, że w domu sie nie przelewa to mało powiedziane, jest po prostu bieda. I co? Za wizytę u lekarza 200zl, na której sie niczego nie dowiesz i nic z niej nie wyniesiesz, po prostu zapisuje ci kolejna za 2 - 3 tyg zeby on mógł rzucić okiem na wyniki i znowu przykleić 2 stówki.
            Tu mogę odrobinę więcej napisać bo żona jest onkologiem klinicznym. Po pierwsze chodzenie na prywatne wizyty do onkologa to głupota i marnowanie pieniędzy. Nie wiem jak jest w Wawie ale w Radomiu możesz umówić się nawet z ordynatorem z dnia na dzień. Masz konsultację za free. Taka prywatna wizyta niczego nie wnosi. Jeśli pacjent ma wskazanie do leczenia to jest przyjęty i leczony na oddziale. Potem wraca do domu, za jakiś czas konsultacja (darmowa w szpitalu) i miejmy nadzieję długa przerwa w powrocie na oddział. Nie wiem jak dokładnie jest z tą kobietą być może leczy się już tylko paliatywnie.
            Podam teraz przykład naszego znajomego. Ojciec kolegi nagle zachorował. Nowotwór kości. Źródła pierwotnego niestety nie udało się zlokalizować. Czyli wiadomo, że szanse na wyleczenie spadają do minimum. Stosuje się jakiś tam standardowy schemat leczenia. Rodzina oczywiście chce wszystko skonsultować z profesorem z Centrum Onkologii w wawie. Inkasuje 300zł zalecenia identyczne jak w Radomiu. Ale najważniejsze, że rodzina usłyszała to od proferora a nie jakiegoś młodego lekarzyny. Samopoczucie wszystkich po wizycie poprawia się. Wszyscy są szczęśliwi. Psychologia. O jeszcze jedno ciekawe zachowanie żony pacjenta. W ramach wdzięczności (wiadomo wszystko miał szybko i na czas, ciągłe konsultacje telefoniczne), na korytarzu wciska mojej żonie jakiś łańcuszek srebrny i kasę chyba. Żona nie wiedziała gdzie uciekać co mówić bo nie dało się tej baby przekonać, że tak nie można. Że młodzi lekarze nie biorą :). Bardzo przykra i krępująca sytuacja. Wiele musi się w ludziach jeszcze zmienić.
            Chyba za bardzo zboczyliśmy od tematu umów o pracę :)
            Dayton RS270S + Fountek FW146 + CD3.0

            Skomentuj


              #66
              Zamieszczone przez KonradRak Zobacz posta
              Podobno takiej dodatkowej kasy która idzie bokami do lekarzy może być nawet 30 mld w skali roku!
              Dlatego bronią się przed kasami fiskalnymi

              Ostatnio mój ociec walczył z raczyskiem. To co mogę powiedzieć że jeśli chodzi o lekarzy onkologów to chyba w tym środowisku jest chyba najmniejszy współczynnik łapówkarstwa, przynajmnije my tego doświadczyliśmy.

              Co do konsultacji u ekspertów to nic to nie daje.. czas reakcji jest ważny no i przede wszystkim szczeście.

              Ale chyba czas wrócić do tematu zadaniowego czasu pracy chyba że założymy temat "POLSKA SŁUŻBA ZDROWIA"
              Last edited by Marios; 03.08.2012, 23:46.

              Skomentuj


                #67
                Zamieszczone przez Marios Zobacz posta
                Cytat Napisał KonradRak Zobacz post
                Podobno takiej dodatkowej kasy która idzie bokami do lekarzy może być nawet 30 mld w skali roku!
                Dlatego bronią się przed kasami fiskalnymi
                Niezbyt jasno to napisałem. Te 30 mld to wszystkie pieniądze które pacjenci płacą prywatnie (oficjalnie i nieoficjalnie) za niepubliczną opiekę (tak modne ostatnio porody w prywatnych klinikach (8000zł), wyleczenie zęba u stomatologa itd). Co do kas to wiesz, że jak wizyta kosztowała np 70zł to teraz kosztuje 70 netto + VAT czyli pacjent płaci więcej. Znów biedny dostał po kieszeni.
                Dayton RS270S + Fountek FW146 + CD3.0

                Skomentuj


                  #68
                  Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                  Czyli chyba myślę, że mi się wydaje, że tak uważam. OK.
                  Mam własne zdanie, z którym się nie zgadzam. Też OK.
                  Aczkolwiek biorąc pod uwagę aspekt społeczny bla, bla, bla...
                  Niektóre wypowiedzi mają to do siebie, że są tak dosłowne, że szukanie ich głębszego dna jest kompletnie pozbawione sensu. Podtrzymuję to, co napisałem - jest to moje zdanie i zgadzam się z nim Po prostu kto co lubi. Dla jednego szczytem marzeń będzie 40 godzin w tygodniu i wypłata 10., inny będzie wolał pociągnąć do 45 godzin, bo mu stówka czy pięć bardziej łechce życie. Ktoś jeszcze inny poświęci piątkowy wieczór mając w perspektywie wolną środę i dodatkowego tysiaka - czy pięć - na koncie. Który z nich ma rację? Można by polemizować bez końca. Weź tylko pod uwagę, że Twoja ocena zawsze będzie właśnie Twoją oceną, formowaną z Twojej perspektywy. Dlatego właśnie każde z tych podejść jest OK - choć nie dla wszystkich na raz.

                  A propos nadgodzin i związanych z tym "problemów rodzinnych"... Naoglądałeś się chyba amerykańskich dramatów obyczajowych. Czy naprawdę rozróżniasz tylko dwie sytuacje - ośmiogodzinny dzień pracy i szczęśliwa rodzina, oraz nadgodziny (nie istotne ile ich jest) i kompletna katastrofa w życiu prywatnym? Naprawdę nie widzisz nic pośrodku? Wg tych "badań i wyliczeń" optymalny czas pracy to osiem godzin dziennie, czyli 40 w tygodniu i wtedy wszyscy są szczęśliwi... A jeśli będzie to 45 godzin to co, katastrofa? A jeśli będzie to 55 godzin, ale raz na dwa miesiące - nie do przeżycia? Od razu pracoholizm? Aż się uśmiechnąłem :)

                  Ośmiogodzinny tryb pracy został ustalony pod kątem pracowników fizycznych i wynika z podziału doby na trzy "zmiany". Jeśli doba była by podzielona na dwie zmiany, to dwanaście godzin to za dużo - pracownicy będą zmęczeni i mało efektywni. Jeśli została by podzielona na cztery zmiany, to "szychta" trwała by tylko sześć godzin - czyli mielibyśmy do czynienia z mało efektywnym wykorzystaniem możliwości pracowników, a to wiązało by się z dodatkowymi kosztami itd, itp... Ośmiogodzinny dzień pracy to zwykła matematyka i ekonomia, a nie żadne wielkie badania nad szczęśliwością pracowników i ich rodzin.

                  Tryb mojej pracy można nazwać po części "zadaniowym" - przy czym moje zadania trwają od kilku, do kilkunastu miesięcy (branża budowlana - generalne wykonawstwo). Przed każdym nowym kontraktem ustalam warunki jego realizacji z moim pracodawcą - warunki brzegowe to budżet i harmonogram - na które mam w pewnym stopniu wpływ, bo zawsze mogę powiedzieć "nie, tego nie da się wykonać w tych pieniądzach, lub w tym czasie - a jeśli ktoś jest innego zdania, to niech sam podejmie się realizacji..." I przeważnie udaje się znaleźć złoty środek i dojść do porozumienia. A czym się to wszystko kończy, ,biorąc pod uwagę mój czas pracy? No kończy się tym, że potrafię sobie wszystko tak zorganizować, że przeważnie wyrabiam się w tych ośmiu godzinach dziennie i soboty mam przeważnie wolne. To "przeważnie" ogranicza się właśnie do "maratonów" 60 godzin tygodniowo w periodach "raz na dwa miesiące", oraz jakiegoś sobotniego spotkania z kontrahentem raz w miesiącu, dwa razy na pół roku zdarza się i w niedzielę wyskoczyć na "służbowy obiad". Czy poświęcam coś? Czy poświęcam swoje życie prywatne? Zależy jak kto na to patrzy. Dla mnie jest to kwestia odpowiedniej organizacji. Jeśli chcę wyskoczyć z moją kobietą na łikend nad jeziorko, lub w góry - to zawsze taki łikend znajdę. Ktoś mi powie, że jestem ścigającym się szczurem... No OK, jego prawo - ale jeśli wydaje taką ocenę, to niech nie narzeka, że życie jest gówniane, bo nie zarabia tyle, ile by chciał - a to wszystko przez jego pracodawcę. Ja po prostu oceniam, co warto, a czego nie warto - kiedy się "naprężyć", a kiedy odpuścić, bo nie ma sensu lub nie warto, bo są rzeczy ważniejsze.


                  Kolejna sprawa, to dziwne podejście pracowników do wyceny swojej pracy. Oczywiście zakładam, że rozmawiamy o profilu pracy innym, niż "praca na taśmie" lub "na akord" - bo w tych przypadkach nie jest to tak oczywiste. Przeważnie wychodzi na to, że to pracodawca wycenia naszą pracę... DLACZEGO? Dlaczego to ktoś ma nas oceniać? Dlaczego oddajemy to w obce ręce? No ja wiem dlaczego - system uczy nas tego od dziecka - wybieramy sobie ludzi, którzy mają za nas decydować - i to o wszystkim. O naszej przyszłości (emerytury - a może ja chcę pracować do końca życia, hmm? - zapytał mnie ktoś o to?), o naszym zdrowiu (poruszony w kilku wpisach problem obecnej wersji działania Służby Zdrowia - rak... a może ja nie chcę być z niego leczony? Można żyć bez płuca, krtani, nogi, fiuta - ale co to za życie... zapytał mnie ktoś o moje zdanie na ten temat? Nie jestem za eutanazją - chyba, że ma dotyczyć mojej osoby - interesuje to kogoś?) - o wszystkim innym "na co idą nasze składki"... No ale nie o skłądkach tutaj mowa, tylko o wycenie naszej pracy. Dlaczego oddajemy to w cudze ręce? Weźmy, kusza, i zdobądźmy się na odwagę by powiedzieć: "OK, zrobię to - ale w takim czasie i za tyle pieniędzy - jeśli wam nie odpowiada czas - szukajcie innego frajera; jeśli wam nie odpowiadają pieniądze - szukajcie innego frajera... Miejcie jednak na uwadze, że drugiego takiego skurczybyka jak ja nie znajdziecie. Teraz daję wam czas na decyzję - oto mój numer telefonu".

                  Pracuję w firmie od dziewięciu lat - zaczynałem jako można powiedzieć "podnóżek w trakcie studiów" - pierwsza moja pensja wystarczyła mi akurat na dojazdy, opłaty i jedzenie. Powoli okazywało się, że chyba mam coś ze skurczybyka i zarobki zaczęły wzrastać o procenty większe niż inflacja - choć nadal nie było różowo. W pewnym momencie poprosiłem prezesa o rozmowę - potoczyła się ona w kierunku, choć nie miałem takiego zamiaru, wszystko na jedną kartę. Skończyła się na moim zapytaniu: czyli co, nie stać was na mnie? Pamiętam, że dostałem wtedy trzydziestoprocentową podwyżkę. Co prawda od małej kwoty - ale jednak. Podstawa to nie bać się - pod warunkiem, że masz świadomość swojego "skurczybykostwa" - i że tym skurczybykiem naprawdę jesteś. Nazwą ciebie szczurem - pierdol to... Szczury to bardzo inteligentne stworzenia Reszta myszy będzie pracowała po osiem godzin - Ty będziesz pracował według własnego uznania. Będziesz zarabiał według własnego uznania.

                  W firmie, w której pracuję, na takim samym stanowisku, jak moje, pracuje jeszcze jeden kolega. On pracuje zawsze właśnie osiem godzin. Dzwonisz do niego pięć po siedemnastej: witamy w firmie bla, bla, bla - ma ustawione przekierowanie. On kończy pracę i już go nie ma - do godziny ósmej, czy dziewiątej następnego dnia. Nikt mu nie przeszkadza, ma święty spokój - jest szczęśliwy ze swoją rodziną... Od czasu, do czasu, spotykamy się na "drugim śniadaniu" w naszym służbowym aneksie kuchennym. Szczerze Wam powiem, że chce mi się już rzygać jego narzekaniami na małą pensję, na niskie premie zadaniowe i takie tam... Mam ochotę czasem odpowiedzieć mu - to kurwa odbierz ten telefon o godzinie 18. - aż tyle będzie cię to kosztowało?



                  Znajcie Panowie (i być może Panie) swoją wartość, sami siebie wyceniajcie - nie oddawajcie tego w cudze ręce. Jeśli będzie to wymagało od Was poświęceń - rozważcie czy warto i czy Wam się to opłaca. Nazwą Was szczurami... Dotyka Was to? Boli? Jak wcześniej wspomniałem - szczury to bardzo inteligentne stworki. Pomyślcie o Mount Evereście... Może skończycie tylko na Rysach, albo innej Baraniej Górze - chuj, cel jest celem - nawet jeśli nie osiągniecie go od razu w stu procentach - następnym razem będzie lepiej.

                  Do kolegi kurdzio, który założył temat... Zastanów się, co możesz zyskać, a co ewentualnie możesz stracić (właśnie w takiej kolejności). Co możesz zyskać, a co ewentualnie będziesz musiał poświęcić (w kolejności już niekoniecznie takiej), z czego zrezygnować - czy warto, czy Ci się to opłaca. ZARYZYKUJ - do odważnych świat należy!!! A nuż okaże się, że odezwiesz się tutaj (na forum) za pół roku z zapytaniem, które "Skan Spiki" wybrać do swojej nowej konstrukcji (OK, pojechałem teraz :flapper: ).


                  Nie bać się - DECYDOWAĆ O SOBIE I O SWOIM ŻYCIU!!!
                  Albo chociaż chcieć decydować o sobie - to już w pewnym stopniu sukces!
                  Łapać byka za rogi - jeśli okaże się za silny - szukać "bardziej osiągalnego" i uczuć się na nim.

                  Cytując klasyka: chcącemu nie dzieje się krzywda
                  Last edited by dabyl; 05.08.2012, 00:09.

                  Skomentuj


                    #69
                    Już się zdecydowałem, a w międzyczasie sytuacja się trochę zmieniła i ma być 8h, ale wszystko wyjdzie w praniu :)
                    Zyskać mogę doświadczenie na bardzo ciekawym (mam nadzieję) stanowisku. Najgorsze co się może stać to albo oni mnie zwolnią albo ja odejdę.

                    co do wypowiedzi kolegi dabyl - całkowicie się zgadzam, niewolno cały czas siedzieć i narzekać pod nosem jak mi źle. w jednej z poprzednich firm w której pracowałem miałem kolegę, który już tam z rok siedział, ale już miał się zwalniać. Przepracowałem tam prawie 2 lata, a on siedział tak samo jak kiedy przyszedłem, podobno dalej tam siedzi :).

                    Skomentuj


                      #70
                      Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                      .....
                      Generalnie praca jest formą skurwienia za pieniądze Jest tylko kwestia za ile się sprzedamy. Ty jako przedstawiciel wykonawstwa branży budowlanej jesteś przyzwyczajony do zadaniowego czasu pracy, bo jak to mówi porzekadło, co nie zarobisz w sezonie tego na zimę mieć nie będziesz. Dywagacje na temat ilości godzin które poświęcamy trzeba zawsze odnieść do pieniędzy. Piszesz żeś szczur. Z Ciebie to taki szczur jak ze mnie baletnica. Ciężko pracujesz, potrafisz coś zrobić, lubisz to co robisz, cenisz swoją pracę, typowy przykład szczura .
                      Wiesz lubię moją branżę i Ludzi w niej pracujących. Może za zdrowe podejście typu "myślenie ma przyszłość, ale jak masz w ch... do zrobienia, to nie myśl tylko zapie...".
                      Pozdrawiam
                      P.S.
                      Frycowe zawsze się płaci wcześniej czy później. Ważne by zapłacić jak najmniej. Życzę by kolega kurdzio skończył na jakiejś małej flaszce.

                      Skomentuj


                        #71
                        Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                        A propos nadgodzin i związanych z tym "problemów rodzinnych"... Naoglądałeś się chyba amerykańskich dramatów obyczajowych. Czy naprawdę rozróżniasz tylko dwie sytuacje - ośmiogodzinny dzień pracy i szczęśliwa rodzina, oraz nadgodziny (nie istotne ile ich jest) i kompletna katastrofa w życiu prywatnym? Naprawdę nie widzisz nic pośrodku? Wg tych "badań i wyliczeń" optymalny czas pracy to osiem godzin dziennie, czyli 40 w tygodniu i wtedy wszyscy są szczęśliwi... A jeśli będzie to 45 godzin to co, katastrofa? A jeśli będzie to 55 godzin, ale raz na dwa miesiące - nie do przeżycia? Od razu pracoholizm? Aż się uśmiechnąłem
                        Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                        A jeśli będzie to 45 godzin to co, katastrofa? A jeśli będzie to 55 godzin, ale raz na dwa miesiące - nie do przeżycia?
                        Skupmy się właśnie na tym, co pośrodku. 45 godzin? Ok. Ale 55-60 godzin tygodniowo? To nie jest pracoholizm. Alkoholik też uważa, że nim nie jest. Poza tym, to łamanie przepisów Prawa Pracy. Rozumiem, że ktoś może nie mieć wyjścia, bo na przykład sam kręci machlojki w pracy i zwierzchnik ma go czym szantażować. Ok. Ale mam rozumieć, że oprócz tego, iż sam jako uczciwy pracownik zgadzasz się na to, jak sam napisałeś, to też sam będąc pracodawcą byś to robił i zwyczajnie łamał prawo?. Uśmiechałoby się po sądach włóczyć i kary bulić za to?. Opinia o takim pracodawcy też jest odpowiednia, no chyba że nie słyszałeś o np. aferach z Biedronką.
                        O co więc mi chodziło we wpisie, do którego się odniosłeś. Nadgodziny w pracy mają to do siebie, że najczęściej nie ty je sobie wybierasz i nie od ciebie zależy, kiedy się przydarzą. No chyba, że w swojej – i tak bardzo elastycznej czasowo jak piszesz - pracy masz aż taki wybór, że mówisz przełożonemu dzisiaj mam czas, dzisiaj zostanę, więc wyczaruj pan zlecenie do robienia.Wtedy ok. No i powiedzmy sobie szczerze dabyl, że nadgodziny bardzo często nie są opłacane. Dalej, powiedz, czy stanąłeś kiedyś przed wyborem: mecz, teatrzyk szkolny, tudzież jakakolwiek inna okazja dziecka/bratanicy itp., a konieczność zostania akurat tego popołudnia dłużej w pracy. Mój wybór jest oczywisty. A może ty wybrałbyś wtedy właśnie pracę? O tym właśnie piszę (zakładam, że nie wybrałbyś pracy, bo jak tak, to…). I niech będzie inny przykład, także bardzo rzadki, bo w końcu o takich piszemy i one nie mogą mieć wszak wpływu na życie rodzinne, jak twierdzisz. Jestem na pogrzebie członka rodziny, obiad, stypa. Mam wzięty urlop na żądanie. Szef dzwoni do mnie i mówi, że mam natychmiast przyjechać, bo – cytuję – pogrzeb nie trwa cały dzień, a są poważne pieniądze. To jest niedawny przykład ze mnie, więc nie używaj argumentu typu:
                        Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                        Naoglądałeś się chyba amerykańskich dramatów obyczajowych.
                        Powiedz, co ty byś zrobił w tym momencie?. Pojechałbyś, tak? Bo skoro nie zgadzasz się z tym co napisałem o określonych godzinowych ramach pracy (powtórzę, że określonych na przestrzeni dziesiątek lat badań), to znaczy, że w jakiś sposób potrafisz postawić granicę. Potrafisz stopniować, wartościować, doradzić, kiedy taka błaha w obliczu naszych „dorosłych spraw” uciecha dziecka będzie mniej ważna od 200zł za kilka nadgodzin. Kiedy poklepanie przez szefa i klienta po ramieniu i znowuż te 200zł za zostanie w pracy będzie ważniejsze od pogrzebu członka rodziny. Bo przecież jak wiemy i jak ty też piszesz, tak buduje się zaufanie, sympatię szefa i swoją pozycję zawodową. Tak pnie się po stopniach „kariery”. Tak zdobywa się pieniądze. Zwłaszcza w dzisiejszym powalonym świecie, gdzie to staje się normalnością, co zresztą i teraz widać. Tylko niestety tak załatwia się sobie kolejne nadgodziny, no bo szefunio powie: ależ pan tak dobrze pracuje, poświęca się pan pracy, doceniam to i liczę, że i tym razem pan nie zawiedzie, otrzyma pan stosowną gratyfikację. Więc nie tylko, że można zawalić sobie tymi niby okazjonalnymi nadgodzinami sprawy naprawdę w życiu ważne, to jeszcze funduje się sobie złotą klatkę na przyszłość. Powiem ci, że ja nie potrafię tak wartościować i nigdy tak nie wybrałem. I to jest właśnie wyścig szczurów, o którym ci, którzy nie rozumieją tego stanowiska, lub sami tak postępują, powiedzą może, że to wymysł popkultury, negując już lata temu opisane zjawisko: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wy%C5%9Bcig_szczur%C3%B3w
                        (O rodzinie też kilka słów tam jest). Ja taki nie jestem, nie byłem i nigdy nie będę. Chcesz pracować dłużej, ok., nikt ci nie broni. Ale gdy już nie jesteś tylko „ty”, to należy również przestać myśleć egoistycznym modelem „ja”, „mi”, „moje”, „dla mnie”. Dziewczyna, czy narzeczona, o której piszesz, to nie rodzina i obowiązki, takie jak choćby dzieci, których nie można przełożyć na później, czy chora matka, którą trzeba pilnować. Teraz jesteś wolny i nie dostrzegasz tego, o czym piszę, może też dlatego nie rozumiesz. Jak więc twoja sytuacja się zmieni (na opcję pierwszą z wymienionych naturalnie, innej ci nie życzę) to zmienisz optykę i z pewnością pisał będziesz inaczej. Na obecną chwilę, jako syty musisz postarać się zrozumieć głodnego.
                        Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                        ośmiogodzinny dzień pracy i szczęśliwa rodzina, oraz nadgodziny (nie istotne ile ich jest) i kompletna katastrofa w życiu prywatnym?
                        .
                        Tak jak pisałem, zależy jakie nadgodziny masz na myśli i jak je wartościujesz w stosunku do czasu wolnego od pracy. Ale jeśli ktoś robi po 12, 16 godzin, no to nie czarujmy się, to już jest zabójstwo. A napisałeś: nadgodziny (nie istotne ile ich jest). Tu - w przypadku takiej ilości godzin - już nie jest istotne jak resztę czasu zagospodarujesz, bo tak absurdalnego ile nie da się zadośćuczynić. Dolicz jeszcze do każdej wartości 1-1.5 godziny w dojazdach praca-dom i masz rzeczywisty wymiar. I stąd też płynie kolejny wniosek, to o czym pisałem, o czym wspomniał asa (mechanizm NoBo, jak on to ujął), a co bagatelizujesz. Tu kilka minut dłużej, tam też. W końcu robią się godziny, już nie mówiąc o tym, że pracę bierzemy do domu. Przełożony wie, że może na nas „liczyć”, że nie odmówimy, itd. W końcu nawet sami się tego uczymy, uzależniamy od tego. Niech będzie więc zamiast 45, czy 55 godzin tygodniowo, jak wspomniałeś, bądź 60, jak sam robisz, 75 godzin. Albo 85. Czemu nie? Co stoi na przeszkodzie? Kiedy powiesz dość, gdzie jest granica? Przecież te godziny to kasa, więc po co w ogóle zostawiać sobie trochę na sen chociażby?
                        Rozumiesz teraz co mam na myśli?
                        Jest jeszcze jedna rzecz, która sądzę też jest częścią twojego stanowiska. Nie masz chyba w tygodniu regularnych, pozazawodowych, systematycznych obowiązków, czy „rytuałów”, które wykonujesz od lat? Rzeczy takich, których po prostu nie możesz przełożyć na inny dzień, czy godzinę. Na przykład lekcji języka obcego, odbioru dziecka ze szkoły, basenu, siłowni, lepienia garnków w klubie garncarzy itp. Ci, którzy robią coś regularnie i traktują to poważnie, wiedzą o czym piszę. Tu jest tak, jak ze wszystkim, z każdą ludzką aktywnością. Jeśli raz zaniechasz, to kolejnym razem nie dość, że nie ma postępu, to jeszcze musisz to zaniechanie odrobić, więc tracisz podwójnie i w zasadzie robiąc to w taki sposób lepiej w ogóle nie robić. Podpowiem, że do owych „systematyczności” nie zalicza się picie piwa, bądź oglądanie telewizji .
                        Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                        Ośmiogodzinny tryb pracy został ustalony pod kątem pracowników fizycznych i wynika z podziału doby na trzy "zmiany". Jeśli doba była by podzielona na dwie zmiany, to dwanaście godzin to za dużo - pracownicy będą zmęczeni i mało efektywni. Jeśli została by podzielona na cztery zmiany, to "szychta" trwała by tylko sześć godzin - czyli mielibyśmy do czynienia z mało efektywnym wykorzystaniem możliwości pracowników, a to wiązało by się z dodatkowymi kosztami itd, itp... Ośmiogodzinny dzień pracy to zwykła matematyka i ekonomia, a nie żadne wielkie badania nad szczęśliwością pracowników i ich rodzin.
                        Jedno drugiemu przeczy, a i drugim przeczysz sobie a zgadzasz się ze mną. Bo teraz piszesz, że 12 godzin to za dużo, że pracownicy będą zmęczeni, a sam się przyznałeś do tego, iż nierzadko robisz po 60 godzin tygodniowo. A i kto o tym wymiarze godzinowym decyduje? No, no, no, słucham?. Zauważasz słusznie przesłanki typu wydajność pracownika, ale przez chwilą pisałeś o dobrowolnej liczbie nadgodzin. A właśnie z badań to, owa wydajność wynika. Oprócz tego, muszę sprostować twoje sowa, bo taki a nie inny wymiar pracy krystalizował się przez lata walk właśnie pracowników fizycznych, ludzi chcących mieć życie i domagających się zniesienia tego, w stosunku do czego wykazujesz aprobatę, co jest mechanizmem bardzo starym, tj. pracoholizmowi i wyzyskowi pracowniczemu. Można się z tym zapoznać oglądając na przykład historią rodzenia się związków zawodowych w USA, przedstawioną np. w filmie F.I.S.T. Nie jest więc tak jak piszesz. Gdy to się działo, to pracodawcy takie kwestie jak wydajność pracownika mięli głęboko w poważaniu i zmuszali podwładnych do pracy po 12-14 godzin na dobę właśnie. Dopiero strajki, walki i aktywny sprzeciw robotników sprawił, że przestali tyrać od 6 do 20, wywalczając sobie prawo do normalnych godzin pracy (przy okazji ubezpieczeń itp.). Zresztą, gabinet w pracy dzielę ze społecznym inspektorem pracy, specjalistą w dziedzinie BHP i prawa pracy, autorem wielu odczytów i sympozjów z tej dziedziny. Bodajże też wiceprezesem krakowskiego oddziału Inspekcji Pracy. On się z tobą i z tym co piszesz od strony światopoglądowej nie zgadza, zresztą sporo na ten temat dyskutowaliśmy. Też nie rozumie tego, że młodzi ludzie dzisiaj tak myślą, uważa to za - cytuję - zwyczajnie chore (facet po sześćdziesiątce).
                        Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                        Cytując klasyka: chcącemu nie dzieje się krzywda
                        Przytaczając inne „mądrości” tego kogoś. Zwolennik zabijania ludzi, kastracji gejów, orędownik twierdzenia, że prawie wszyscy dziennikarze w Polsce to agenci (:lol:), że WHO oponowali „pedzie” (pisownia oryginalna), itp. „Moim celem jest obalić demokrację”. To też jego słowa.
                        Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                        emerytury - a może ja chcę pracować do końca życia, hmm? - zapytał mnie ktoś o to?
                        Ja cię mogę zapytać, ale chyba cię to po pierwsze nie urządza, a po drugie nie chcesz do końca życia pracować.
                        Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                        Nie jestem za eutanazją - chyba, że ma dotyczyć mojej osoby - interesuje to kogoś?
                        O to to to. Mnie interesuje. Niech się kościół i państwo wyznaniowe w jakim żyjemy nie wpitala do twojego, czy mojego życia :P.
                        Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                        OK, zrobię to - ale w takim czasie i za tyle pieniędzy - jeśli wam nie odpowiada czas - szukajcie innego frajera; jeśli wam nie odpowiadają pieniądze - szukajcie innego frajera... Miejcie jednak na uwadze, że drugiego takiego skurczybyka jak ja nie znajdziecie. Teraz daję wam czas na decyzję - oto mój numer telefonu
                        No to uważaj. Ja tak – no prawie tak – swego czasu swojemu zleceniodawcy powiedziałem. A że jestem w tym co robię i czym naukowo się pasjonuję (branża projektowa c.o.) dość dobry, to był bardzo rozczarowany, wręcz smutny, gdy sobie uświadomił, że mnie w tym projekcie stracił.
                        Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                        Podstawa to nie bać się - pod warunkiem, że masz świadomość swojego "skurczybykostwa" - i że tym skurczybykiem naprawdę jesteś.
                        No ja nie jestem. Zjedzcie mnie tu, ale nawet niejednokrotnie pomagam współpracownikom bez jakiejkolwiek intencji zarobkowej, czy nawet sam proponuję pomoc finansową, bądź sprzętową, co u innych „u mnie” w pracy jest mało popularne. Ba, w ogóle jest mało popularne . Pewne osoby choćby z forum miały okazję się o tej mojej cesze przekonać . I może ona też jest jednym z elementów postawy, którą prezentuję, a której ty nie aprobujesz…
                        Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                        A nuż okaże się, że odezwiesz się tutaj (na forum) za pół roku z zapytaniem, które "Skan Spiki" wybrać do swojej nowej konstrukcji (OK, pojechałem teraz ).
                        Ja za kasą nie gonię, prezentuję odmienną od twojej postawę, a jakoś stać mnie na moją pasję i naprawdę dobry sprzęt. Da się? Da się:flapper:.
                        Last edited by Racjonalny; 05.08.2012, 21:25.

                        Skomentuj


                          #72
                          Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                          to łamanie przepisów Prawa Pracy
                          Prawo Pracy, które dzielnie mnie broni... nawet gdy tej obrony w danej sprawie nie potrzebuję. Tak - od czasu do czasu "ciągnę nadgodziny" - ale nie będę się z moim pracodawcą spierał w sądzie, bo właśnie na taki tryb pracy zgodziłem się. On postawił swoje oczekiwania, ja postawiłem warunki - oczywiście spotkaliśmy się gdzieś pośrodku (kwestia odpowiedniego dobrania warunków brzegowych - w taki sposób, aby to "pośrodku" znalazło się w odpowiednim miejscu ).

                          Owszem, często staję przed wyborem "mecz, teatrzyk szkolny, tudzież jakakolwiek inna okazja dziecka/bratanicy itp., a konieczność zostania akurat tego popołudnia dłużej w pracy" - i mam nadzieję, że to, co wtedy wybieram, jest dla Ciebie jednak sprawą oczywistą i nie muszę o tym pisać. Telefonu na pogrzebie kogoś bliskiego, lub w dowolnej innej "wyjątkowej" sytuacji, oczywiście, że nie odbiorę. Ale już w oddzwonieniu w wolnej chwili, nawet jeśli będzie to "po godzinach", nie widzę nic nienormalnego. W tej chwili przebywam na urlopie - przez pierwsze trzy dni jego trwania miałem tak po około trzydzieści telefonów dziennie - z pięć odebrałem, na następnych dziesięć oddzwoniłem. I powiem Ci, że wcale nie czuję uszczerbku na komforcie życia. Nic nie musiałem poświęcać, nikt się na mnie o to nie "zeźlił", nie wynikła żadna sprzeczka, nikt nie puścił focha. Kwestia umiejętnego wartościowania spraw - przy czym należy uświadomić sobie co jest dla nas priorytetem - rodzina, bliscy, znajomi - czy praca... Dla mnie wybór jest oczywisty (zakładam, że dla Ciebie też, więc w tym przypadku również nie zamierzam o tym pisać).

                          Kolega, który pracuje na takim samym stanowisku jak ja, o którym wspomniałem wcześniej, postawił sobie jako priorytet właśnie pracę po osiem godzin dziennie i święty spokój po 17. I nikt mu nic nie narzuca. Tak się umówił i tak pracuje. Nie jestem pewien, czy narzekanie też ma wpisane w umowę - nie wnikam...


                          Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                          Mam wzięty urlop na żądanie.
                          Ja nawet nie wiem co to jest - mówię, że muszę wyjść - i wychodzę. Zapewne w przeciągu kilku następnych dni pojawi się "konieczność" zostania po godzinach. To wszystko kwestia odpowiedniego dogadania się z pracodawcą. Mój szef może na mnie liczyć, ma świadomość tego i wykorzystuje tę sytuację - ale ja również mam świadomość tego, że jeśli akurat ja będę "w potrzebie", to on nie pokaże mi "faka". Wszystko jest kwestią odpowiedniego dogadania się. Po co mi tutaj Prawo Pracy?

                          Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                          Powiedz, co ty byś zrobił w tym momencie?. (...) Na obecną chwilę, jako syty musisz postarać się zrozumieć głodnego.
                          Po lekturze tego akapitu odniosłem wrażenie, że chyba nie do końca zrozumieliśmy się. Ja nie stopniuję ważności poszczególnych spraw w moim zyciu. Dziewczyna/200zł, narzeczona/500zł, dziecko/700zł, chora matka/1000zł (dobrane czysto przypadkowo) - NIE! Ja nie rozpatruję tego pod tym kątem. Dysponuję w tygodniu daną ilością czasu i organizuję go sobie w odpowiedni sposób. W taki, żeby poszczególne "wartości" nie kolidowały ze sobą i nie wpływały na siebie. Odnoszę wrażenie, że dla Ciebie słowo "nadgodziny" ma tylko jedno znaczenie, z którego wprost wynika poświęcanie swojego życia prywatnego, rodziny, bliskich, znajomych - to wszystko kosztem kariery, pieniędzy, czegoś tam jeszcze. Moim zdaniem nie można tak generalizować. To, że zostaniesz raz na jakiś czas dłużej w pracy, albo zaglądniesz do kompa wieczorkiem w domu, wcale nie musi przekreślać twojego sukcesu w życiu prywatnym. Podobnie nie musi robić z ciebie od razu pracoholika. Musisz po prostu postawić sobie pewną granicę. To nie jest tak, że każdy jest tak słaby, że zostanie w pewnym momencie po godzinach od razu uruchamia lawinę, która w pewnym momencie doprowadzi do tego, że zostanie ci tylko płacenie alimentów. Wiesz, ja nie mam już 25 lat i nie zacząłem pracować wczoraj, więc takie argumenty po prostu do mnie nie przemawiają. Gdy zacząłem pracę, jeszcze na studiach, to przez pierwszy rok ciągnąłem po 220-240 godzin w miesiącu. Teraz pracuję... nie wiem ile - po prostu pracuję i wykonuję to, co do mnie należy i za co mi płacą.

                          Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                          sam się przyznałeś do tego, iż nierzadko robisz po 60 godzin tygodniowo. A i kto o tym wymiarze godzinowym decyduje? No, no, no, słucham?
                          Ja. Ja decyduję o tym. Jak już wcześniej wspomniałem pracuję na zasadzie czegoś, co można nazwać "zadaniowym czasem pracy". Pracujemy w ekipach - kierownik budowy, gość od realizacji budżetu (czyli ja), do tego kosztorysant i projektant. Działamy - raz w tygodniu mamy nasze spotkanie, raz w miesiącu spotkanie z prezesem, na którym przedstawiamy mu sprawozdanie. Sprawozdanie nie z godzin, które przepracowaliśmy, tylko z realizacji powierzonych nam zadań. Mi to odpowiada - nie potrzebuję tutaj Prawa Pracy, które ma gwarantować mi 40 godzin w tygodniu. A jeśli będzie to 35 godzin to co, Prawo Pracy w jakis magiczny sposób narzuci mi te dodatkowe pięć godzin, które wypełnią mi "normę"? Bez przesady :)


                          Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                          Przytaczając inne „mądrości” tego kogoś.
                          Wiesz, ja go nawet nie lubię :) Po prostu wyjmuję z jego poglądów te, z którymi się zgadzam.


                          Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                          Ja cię mogę zapytać, ale chyba cię to po pierwsze nie urządza, a po drugie nie chcesz do końca życia pracować.
                          Akurat to moje stwierdzenie wynika z pewnych konkretnych uwarunkowań. Jakoś tak się stało, że dziedziczę mocno po ojcu - a nie jest to regułą w mojej rodzinie, bo część rodzeństwa dziedziczy po matce (a rodzeństwo mam... spore :) i jest w czym przebierać). Jeśli wziąć moje zdjęcie i porównać je ze zdjęciem mojego ojca w podobnym wieku, to samo narzuca się stwierdzenie - Felek, jak malowany :) Cała jego rodzina (rodzeństwo - które również było spore - choć nie tak duże jak nasze rodzeństwo), jak i on sam (...), zmarło w wieku około 60-70 lat. Skoro dziedziczę po nim "w stu procentach" jakoś nie spodziewam się, że moja emerytura będzie jakimś wielkim obciążeniem dla "naszego budżetu". W związku z tym - tak, chciałbym z niej zrezygnować- mogę podpisać co trzeba, mogę to ogłosić w telewizji, w radio... Zapewne nie będę jej pobierał więc nie chcę na nią płacić. Czy ktoś ma coś przeciwko? To może ten ktoś zapłaci mi za telewizor (bo od pół roku nie posiadam), hm? :)


                          Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                          O to to to. Mnie interesuje. Niech się kościół i państwo wyznaniowe w jakim żyjemy nie wpitala do twojego, czy mojego życia :P.
                          No ba :thumbup:
                          Niech się jeszcze nie wpitalają politycy i US - wtedy będzie już całkiem różowo

                          Odnosząc się jeszcze do mojej "wiary" i Twojej "niewiary" (którego to wątku nie chciałbym w tym temacie nadmiernie rozwijać) - ja nie wierzę w kościół - a mam wrażenie, że Ty właśnie czasem tak to odbierasz.


                          Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                          był bardzo rozczarowany, wręcz smutny, gdy sobie uświadomił, że mnie w tym projekcie stracił.
                          Wiesz... Mnie też nie stać na nowego Merca... ale nie jestem tym w jakiś specjalny sposób rozczarowany czy smutny. Jeśli kogoś na coś nie stać - nie kupuje

                          Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                          I może ona też jest jednym z elementów postawy, którą prezentuję, a której ty nie aprobujesz…
                          Chyba nie do końca masz świadomość jaką postawę ja aprobuję i prezentuję. Lubię pomagać - ale równocześnie nie akceptuję wykorzystywania. Nie jestem szczurem, o co chyba posądził mnie kolega asa. Nie wykorzystuję - ani ludzi, ani sytuacji - ale równocześnie nie dam siebie wykorzystywać. Dla mnie to racjonalny ( ) układ.

                          Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                          Ja za kasą nie gonię, prezentuję odmienną od twojej postawę, a jakoś stać mnie na moją pasję i naprawdę dobry sprzęt. Da się? Da się.
                          A jakąż to masz ocenę mojej postawy?
                          Wiesz, ja też za pieniądzem nie gonię. Tak naprawdę nie zarabiam dużo (gówniane stwierdzenie, bo dla każdego to "dużo" inaczej wygląda). Po prostu zarabiam tyle, że mi to w tym momencie wystarcza. Jeśli będę miał większe potrzeby - upomnę się... Lub zmienię pracę... Mnie nie stać na nowego Merca - Was nie stać na mnie (odnośnie pracodawcy). Ja kupię coś tańszego, wy też musicie iść w tym kierunku

                          ---------- Post dodany o 01:03 ---------- Poprzedni post o 00:44 ----------

                          Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                          Wiesz, ja też za pieniądzem nie gonię. Tak naprawdę nie zarabiam dużo
                          Właściwie to pracuję tam chyba tylko dlatego, że atmosfera mi odpowiada
                          Last edited by dabyl; 05.08.2012, 23:55.

                          Skomentuj


                            #73
                            a ja prowadze wlasna dzialalnosc gospodarcza
                            moj cza pracy to nawet 60h tygodniowo
                            tak bylo jak zaczynalem, teraz juz tak nie musze
                            ale 200-220h jest
                            tez powiesz, ze jestem pracoholikiem?
                            Mam juz gotowa odpowiedz na to: podac ci jakie koszty generuje taka firma i ile czasu musze na nie pracowac?
                            Juz mi sie nie chce...

                            Skomentuj


                              #74
                              Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                              A jeśli będzie to 35 godzin to co, Prawo Pracy w jakis magiczny sposób narzuci mi te dodatkowe pięć godzin, które wypełnią mi "normę"? Bez przesady
                              Nie odwracaj kota ogonem. Wiesz dobrze, że ten dokument mówi o maksymalnej nieprzekraczalnej, a nie minimalnej liczbie. I jest tam więcej niż 40 godzin, co w jednym zdaniu zasygnalizowałem.
                              Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                              Właściwie to pracuję tam chyba tylko dlatego, że atmosfera mi odpowiada
                              Hm...Słuchaj, podszkolę ci przez kilka tygodni w projektowaniu instalacji c.o. i polecę mojemu poprzedniemu zleceniodawcy, bo zarobki są niezłe (w dwa tygodnie wyciągałem po 2500zł na rękę). Tylko że on preferuje zadaniowy czas pracy i jak zaczynasz rano, to może się okazać, że skończysz o 22, dodatkowo nie wiedząc, kiedy będziesz mógł w ciągu dnia zrobić sobie wolne te 2-3 godziny, bo ci tego nie powie. Autentycznie. Zdarzało się niejednokrotnie, że miał czelność dzwonić o 22 z prośbą, aby dokończyć projekt i wysłać do godziny 24. No i on właśnie pracuje od rana do nocy, ciągle. I nie rozumie, że ktoś inny może mieć inne podejście. Dlatego w końcu powiedziałem mu pas.
                              Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                              Nie jestem szczurem, o co chyba posądził mnie kolega asa.
                              Kokietujesz, wiesz, że nie to miał na myśli. No chyba, że się mylę, to proszę o sprostowanie.
                              Zamieszczone przez lklukasz Zobacz posta
                              ale 200-220h jest
                              tez powiesz, ze jestem pracoholikiem?
                              Nie rozumiem, czemu miałbym? To normalna liczba przecież. Typowy miesiąc ma ma 24-25 dni roboczych, co nawet licząc tylko po te dokładnie 8 godzin dziennie daje właśnie 200, więc o co chodzi?.
                              A co do własnej działalności to mam kolegę z czasów studiów, który taką posiada. Na początku powiedział sobie, że nie będzie pracował do godzin późniejszych, niż 17. A już od dawna pracuje do 21-22, po 16 godzin dziennie w tygodniu.

                              P.S. Pozwalając sobie na poza tematyczne wtrącenie (zasłonię się tym, że ty byłeś pierwszy, chodzi o myśl dotyczącą eutanazji), doczekam się w końcu od ciebie jakiejkolwiek odpowiedzi na moje pytanie w sprawie kolumn, o które kiedyś ty zapytałeś?
                              Last edited by Racjonalny; 06.08.2012, 09:11.

                              Skomentuj


                                #75
                                Mr. R typowy miesiac ma srednio 20-21 dni pracy. Sa miesiace dluzsze jak np ten lipiec i sierpien, ktore maja po 23dni
                                Juz mi sie nie chce...

                                Skomentuj


                                  #76
                                  Faktycznie, my bad.

                                  Skomentuj


                                    #77
                                    Zamieszczone przez lklukasz Zobacz posta
                                    a ja prowadze wlasna dzialalnosc gospodarcza
                                    moj cza pracy to nawet 60h tygodniowo
                                    tak bylo jak zaczynalem, teraz juz tak nie musze
                                    ale 200-220h jest
                                    tez powiesz, ze jestem pracoholikiem?
                                    Mam juz gotowa odpowiedz na to: podac ci jakie koszty generuje taka firma i ile czasu musze na nie pracowac?
                                    Mnie akurat nie musisz . Przykre jest to, że przy to że całe to gadanie spsiałych polityków to jedno wielkie oszustwo. Drenują kieszeń takich jak ja czy Ty niemiłosiernie. Nie daj Boże jak ja coś się pokombinuje by więcej zostało. Skarbówka siedziała mi 1 miesiąc i grzebała. Nic nie mogli wygrzebać, ale tak dla zasady co by pognębić i potraktować jak złodzieja. W dupie mam takie policyjne państwo i te pieski ograniczone co mnie regularnie co 2 lata kontrolują. Na odchodnym im powiedziałem, że jeszcze raz mi kontrolę zrobią, to zwinę interes i przeniosę go do innego kraju na terenie unii, bo charakter mojej pracy pozwala na taki manewr bez generowania większych problemów.
                                    Pozdrawiam
                                    P.S.
                                    Na początku to nie raz myślałem co ja robię. Odwalić 8h pod zegarem z czego 4 przemieszać powietrze a i tak nikt by nie miał żalów, że się obijam... Tak by było łatwiej

                                    ---------- Post dodany o 14:00 ---------- Poprzedni post o 13:42 ----------

                                    Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                                    Chyba nie do końca masz świadomość jaką postawę ja aprobuję i prezentuję. Lubię pomagać - ale równocześnie nie akceptuję wykorzystywania. Nie jestem szczurem, o co chyba posądził mnie kolega asa. Nie wykorzystuję - ani ludzi, ani sytuacji - ale równocześnie nie dam siebie wykorzystywać. Dla mnie to racjonalny ( ) układ.
                                    Psze Pana ja nie jestem sędzia i nie sądzę. Przeczytaj jeszcze raz to co napisałem i w jakim kontekście jest uzyte słowo szczur
                                    Sprawa druga. Kodeks pracy i większość jego zapisów w odniesieniu do dzisiejszego budownictwa to jeden wielki śmiech. Powie to każdy, kot ma coś do czynienia z tą branżą. Ta branża od zawsze była zadaniowa i może dlatego tak wielu Ludzi ją lubi. To nie fabryka Pilkingtona czy innego Fiata. Tu podpisujesz umowę z Inwestorem i MUSISZ wywiązać się z niej, bo odsetki, bo przerypie się następny przetarg...
                                    Pozdrawiam
                                    P.S.
                                    Czy ja jestem szczurem? Jak chcesz to tak do mnie mów. Szczur to stan świadomości dla mnie, a nie to o czym tu piszemy.

                                    Skomentuj


                                      #78
                                      Zamieszczone przez asa Zobacz posta
                                      Kodeks pracy i większość jego zapisów w odniesieniu do dzisiejszego budownictwa to jeden wielki śmiech. Powie to każdy, kot ma coś do czynienia z tą branżą.
                                      Ja miałem i zrezygnowałem z niej właśnie z tych względów, o których pisałem. Wolałem normalność, zdrowe podejście do pracy i życia, a mniejsze pieniądze. Dzięki temu mam ustabilizowane życie i czas chociażby na regularny, zaplanowany trening, czego wy panowie nie macie i mieć w owym trybie pracy nie będziecie. Ktoś tu pisał, że nie poświęcając dużej ilości czasu prywatnego (chodziło oczywiście o nadgodziny), nie osiągnie się sukcesu w sferze zawodowej. Nie wiem, jaką miarą ten sukces ma być mierzony, jaki ma być punkt odniesienia. Ale jednak uważam, że można o pewnym sukcesie mówić, gdy czołowe europejskie firmy z branży grzewczej zgłaszają się bezpośrednio do nas, a nie my do nich, gdy chodzi na przykład o zaprojektowanie nowego elementu, który zostanie wprowadzony do masowej produkcji i sprzedaży. Ale ok. Rozumiem, że ranga przytoczonej sytuacji może być dla kogoś nieznacząca, bo ma inny punkt odniesienia. Ja jednak uważam ten fakt za swój naukowy i zawodowy sukces i daje mi to pewną satysfakcję zawodową.
                                      Zamieszczone przez dabyl Zobacz posta
                                      Prawo Pracy, które dzielnie mnie broni... nawet gdy tej obrony w danej sprawie nie potrzebuję.
                                      Wiesz, jak się z kimś umówisz, że go zadźgasz na parkingu, to dalej jest to łamanie prawa, mimo, że ten ktoś się na to zgodził, lub wręcz cię o to poprosił.
                                      Last edited by Racjonalny; 06.08.2012, 16:30.

                                      Skomentuj


                                        #79
                                        Zamieszczone przez Racjonalny Zobacz posta
                                        Ja miałem i zrezygnowałem z niej właśnie z tych względów, o których pisałem. Wolałem normalność, zdrowe podejście do pracy i życia, a mniejsze pieniądze. Dzięki temu mam ustabilizowane życie i czas chociażby na regularny, zaplanowany trening, czego wy panowie nie macie i mieć w owym trybie pracy nie będziecie. Ktoś tu pisał, że nie poświęcając dużej ilości czasu prywatnego (chodziło oczywiście o nadgodziny), nie osiągnie się sukcesu w sferze zawodowej. Nie wiem, jaką miarą ten sukces ma być mierzony, jaki ma być punkt odniesienia. Ale jednak uważam, że można o pewnym sukcesie mówić, gdy czołowe europejskie firmy z branży grzewczej zgłaszają się bezpośrednio do nas, a nie my do nich, gdy chodzi na przykład o zaprojektowanie nowego elementu, który zostanie wprowadzony do masowej produkcji i sprzedaży. Ale ok. Rozumiem, że ranga przytoczonej sytuacji może być dla kogoś nieznacząca, bo ma inny punkt odniesienia. Ja jednak uważam ten fakt za swój naukowy i zawodowy sukces i daje mi to pewną satysfakcję zawodową.

                                        Wiesz, jak się z kimś umówisz, że go zadźgasz na parkingu, to dalej jest to łamanie prawa, mimo, że ten ktoś się na to zgodził, lub wręcz cię o to poprosił.
                                        Wiesz Racjonalny ja to Cię lubię Możemy się nie zgadzać i mieć inne poglądy, ale w pewnych sprawach odnoszę wrażenie, że bardzo podobnie myślimy . Jeżeli massmedia wyznaczają nam punkt odniesienia, to niestety dochodzi do wynaturzeń typu matka morduje własne dziecko, bo mu przeszkadza w życiu i kosztuje pieniądze. Wiem pewnie zaraz zarzucisz mi, że popadam w skrajności. Być może.
                                        Dla mnie miarą sukcesu w sferze zawodowej, jest szacunek innych ludzi z mojej branży. Sukcesem zaś w życiu prywatnym jest to że MaLuba wytrzymałą ze mną tyle lat, a jestem niestety ciężkim człowiekiem. Moim defektem jest to że nie potrafię pracować w grupie. Potrafię doskonale współpracować z Ludźmi, ale na zasadach wzajemnego szacunku. Grupa kojarzy mi się z komuną i wszystkim po równo (bez względu na wkład pracy) czyli wielkie g... . Może dlatego w pewnym momencie powiedziałem dość i poszedłem na swoje.
                                        Szacunek dla pracownika musi być, a jeżeli go nie ma to kodeks pracy wymusza na pracodawcy tego typu zachowanie. Powiem Ci tylko tyle, że kiedyś się sondowałem z pewnym producentem szyb samochodowych przez 1 rok. Wygrałem. Czy jednak było warto ? Nie wiem. Mogłem pójść na ugodę i brać pensję przez 7 miesięcy więcej bym zyskał. Zrobiłem to bo kasa to dla mnie nie wszystko. Może też dlatego by ludzie na hali nie pracowali przy temperaturze 42 C, bo padali jak much a dyrektorek z rozdania kazał sprawy tuszować i jeszcze nasyłał kontrole zus na tych co im pikawa wysiadła.
                                        Stare czasy. Cieszmy się tym co mamy. I to że tutaj dyskutujemy też traktujmy jako sukces, bo mimo różnicy poglądów potrafimy, w przeciwieństwie do wielu
                                        Pozdrawiam i zmykam do roboty bo...
                                        chciałbym jeszcze w góry z MaLuba skoczyć, więc muszę zakończyć kilka tematów

                                        Skomentuj


                                          #80
                                          Zamieszczone przez asa Zobacz posta
                                          Sukcesem zaś w życiu prywatnym jest to że MaLuba wytrzymałą ze mną tyle lat, a jestem niestety ciężkim człowiekiem.
                                          O widzisz widzisz, musisz na pakownię skoczyć i trochę zrzucić, zmieniaj pracę.
                                          Zamieszczone przez asa Zobacz posta
                                          chciałbym jeszcze w góry z MaLuba skoczyć, więc muszę zakończyć kilka tematów
                                          Trzydniowiański Wierch polecam, kilka tygodni temu tam (między innymi) byłem ze swoją góralską sarną:).

                                          Skomentuj

                                          Czaruję...
                                          X