A tak, niestety. Broń poprawnościowa bywa pałką na oponenta, gdy jakiemuś "spryciarzowi" brak merytorycznych argumentów.
Smutny to i nieuczciwy chwyt erystyczny z rodzaju prymitywnych, a wciąż wraca jak czkawka, jak w dyskusjach o przewadze gospodarki socjalistycznej nad kapitalistyczną (była taka gospodarka ideologiczna i były takie dysputy, teraz śmieszne to bardzo, wtedy nieco mniej) zawsze był niezawodny i powracający jak bumerang argument "a u was to Murzynów biją" - i niby zamykał usta reprezentantowi odrażającego kapitalizmu. Ale nieuczciwego dyskutanta pozna się zawsze bez względu na to, jakie konkretne treści przytoczy jako pozorny argument: nie mają zwykle nic wspólnego z istotą dyskutowanego zagadnienia.
Pod tym względem masz rację: o nieco innym aspekcie krzyczałem.
Gdyż...
Z jednej strony czepianie się dla czepiania się i w celu przymknięcia ust brzydko o czepialskim świadczy.
Z drugiej, minimalny poziom ekspresji zwyczajnie obowiązuje z istoty zjawiska komunikacji i ukrywanie naszego oczekiwania jasnych i poprawnych wypowiedzi poziom ten stopniowo i bezlitośnie zaniża do granic tolerowania prymitywnie wysłowionego bełkotu zapisanego ohydną ortografią.
Sądzę, że mamy prawo tępić taką postawę, choć wszelkie tego rodzaju kroki winny być prowadzone z umiarem, grzecznie i z wyczuciem sytuacji.
Skąd to prawo? Ano stąd, że zaniechanie w tej sprawie prowadzi do zatraty kultury nie tylko języka i czyni nas współodpowiedzialnymi za obrzydlistwo wylewające się z polskich mediów nie tylko pod względem ortografii, rzecz sięga znacznie głębiej i nędznienie języka jest tylko pierwszym etapem erozji i upadku. Wymagajmy czegoś, szanujmy siebie i innych, i nie pochwalajmy zanieczyszczania przestrzeni publicznej karykaturą mowy i pisma, a nawet myśli.
Srać na klatce schodowej nie należy, bez względu na przyczynę: bywa, że okoliczności zmniejszają przewinę, ale nigdy nie stanowi to czynności dozwolonej, a gdy komu to się zdarzy, oczekuję, że po sobie posprząta.
Mechanizm zgody na zaniżanie norm szybko doprowadza do upowszechnienia się mniemania, że skoro nie trzeba, bo nikt nie wymaga i mniej pracy kosztuje nie dbać, niż dbać właśnie, i żadnych sankcji za taką postawę nie ma, bo nikt nie odważy się wyrazić dezaprobaty, to po co to robić i dbać choćby o poziom minimalny?
Nie zgadzam się.
Nie ma to, tamto.
Publicznym pierdziochom stanowcze nie!
Smutny to i nieuczciwy chwyt erystyczny z rodzaju prymitywnych, a wciąż wraca jak czkawka, jak w dyskusjach o przewadze gospodarki socjalistycznej nad kapitalistyczną (była taka gospodarka ideologiczna i były takie dysputy, teraz śmieszne to bardzo, wtedy nieco mniej) zawsze był niezawodny i powracający jak bumerang argument "a u was to Murzynów biją" - i niby zamykał usta reprezentantowi odrażającego kapitalizmu. Ale nieuczciwego dyskutanta pozna się zawsze bez względu na to, jakie konkretne treści przytoczy jako pozorny argument: nie mają zwykle nic wspólnego z istotą dyskutowanego zagadnienia.
Pod tym względem masz rację: o nieco innym aspekcie krzyczałem.
Gdyż...
Z jednej strony czepianie się dla czepiania się i w celu przymknięcia ust brzydko o czepialskim świadczy.
Z drugiej, minimalny poziom ekspresji zwyczajnie obowiązuje z istoty zjawiska komunikacji i ukrywanie naszego oczekiwania jasnych i poprawnych wypowiedzi poziom ten stopniowo i bezlitośnie zaniża do granic tolerowania prymitywnie wysłowionego bełkotu zapisanego ohydną ortografią.
Sądzę, że mamy prawo tępić taką postawę, choć wszelkie tego rodzaju kroki winny być prowadzone z umiarem, grzecznie i z wyczuciem sytuacji.
Skąd to prawo? Ano stąd, że zaniechanie w tej sprawie prowadzi do zatraty kultury nie tylko języka i czyni nas współodpowiedzialnymi za obrzydlistwo wylewające się z polskich mediów nie tylko pod względem ortografii, rzecz sięga znacznie głębiej i nędznienie języka jest tylko pierwszym etapem erozji i upadku. Wymagajmy czegoś, szanujmy siebie i innych, i nie pochwalajmy zanieczyszczania przestrzeni publicznej karykaturą mowy i pisma, a nawet myśli.
Srać na klatce schodowej nie należy, bez względu na przyczynę: bywa, że okoliczności zmniejszają przewinę, ale nigdy nie stanowi to czynności dozwolonej, a gdy komu to się zdarzy, oczekuję, że po sobie posprząta.
Mechanizm zgody na zaniżanie norm szybko doprowadza do upowszechnienia się mniemania, że skoro nie trzeba, bo nikt nie wymaga i mniej pracy kosztuje nie dbać, niż dbać właśnie, i żadnych sankcji za taką postawę nie ma, bo nikt nie odważy się wyrazić dezaprobaty, to po co to robić i dbać choćby o poziom minimalny?
Nie zgadzam się.
Nie ma to, tamto.
Publicznym pierdziochom stanowcze nie!
Skomentuj