Yoshi to całe ISO to jest takie cos palcem na ścianie w zakładowej ubikacji pisane. Najpierw tworzysz zwyczaj postepowania w firmie - w zalezności czy mniejsza czy większa masz to zapisane jako procedurę albo nie. Potem sobie opisujesz ten zwyczaj na karteluszku ładnie wygladającym z odpowiednimi logami jako normę, a potem ci to cwaniak z firmy audytorskiej "wdroży" czyli sprawdzi ortografię i napisze ze przeprowadził "szkolenie", i za pieniądze wręczy "certyfikat" jakiejs mało istotnej firmy zajmującej się "audytem jakości" uprawnionej do nadawania "certyfikatów" na mocy "certyfikatu" i takie tam gięte druty z łamanych parasoli. Przy kolejnym audycie wprowadzisz w taki sam sposób do normy nowe zasady postepowania które się wytworzyły w tym czasie - albo nie wprowadzisz jak szkoda ci pieniędzy na niepotrzebne papiery. Tak się to odbywa w rzeczywistości patrząc "od środka".
Sprawa STX jest tu bardzo prosta. Wystarczy jak powiedzą - naklejamy kapsle X i nie będziemy sobie zawracali głowy wyjmowaniem z produkcji dwóch głosników żeby inny kapselek nakleić. I cała filozofia, i nie trzeba do tego mieszać "norm" ani snuć opowieści o procesach technologicznych.
Sprawa STX jest tu bardzo prosta. Wystarczy jak powiedzą - naklejamy kapsle X i nie będziemy sobie zawracali głowy wyjmowaniem z produkcji dwóch głosników żeby inny kapselek nakleić. I cała filozofia, i nie trzeba do tego mieszać "norm" ani snuć opowieści o procesach technologicznych.
Skomentuj